Jej rodzice nagle przystanęli. Marysia zauważyła, że od kiedy weszli do tunelu, cały czas trzymali się za ręce. Teraz puścili się i wbili wzrok w sklepienie.
- Czuję Jeźdźców...- zaczął Islingr.
- I smoki - dodała Lou z lekkim uśmiechem - Tu gdzieś musi być wyjście - rozejrzała się wokoło, jednak tunel biegł dalej prosto.
- Muszą mieć swój obóz poza miastem. - zauważył Islingr - Nie wyczuwam żadnego człowieka niemagicznego.
Lou przytaknęła.
- Ja również.
Podążyli dalej. Tunel zaczął prowadzić w górę. W końcu uformował się w schody. Na ich końcu znajdowały się wielkie dębowe drzwi z wizerunkami smoka i jeźdźca. Islingr podszedł bliżej i zastukał trzy razy po czym wypowiedział kilka słów w Pradawnej Mowie.
Drzwi uchyliły się. Ze środka wyjrzała dziewczyna wyglądająca na mniej więcej dwadzieścia lat, jednak Marysia wiedziała, że może mieć równocześnie nawet i sto lat. Przekonała się o tym widząc swoich odmłodniałych rodziców.
- Islingr Argetlam! Louissa Białoskrzydła! - krzyknęła oniemiała, po chwili dotykając dwoma palcami ust i przekręcając dłoń nad piersią. Islingr i Lou po chwili powtórzyli gest.
- Tak się cieszę, że cię widzę Keiro! - Lou uśmiechnęła się i uścisnęła dziewczynę.
- Ja również, Mistrzyni! I ciebie, Mistrzu. - odparła - A kim jest ta młoda dama? - spytała po chwili patrząc na Marysię.
- To nasza córka - zaczął Islingr. Marysia podeszła bliżej dziewczyny i uścisnęła jej dłoń.
- Maria - powiedziała krótko. Keira uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Chodźcie - rzekła - Obóz jeźdźców jest poza miastem. W Aberonie przebywa tylko kilka naszych przedstawicieli - zaczęła opowiadać, prowadząc ich ciemną uliczką. Dębowe drzwi zniknęły, kiedy tylko przez nie przeszli.
- Jest tu Morsallor? - spytał Islingr.
- Fioletowy Mistrz ma jeszcze dziś odlecieć w stronę Osilonu - zauważyła Keira, po czym bez słowa odwróciła się i ruszyła przed siebie. Cała trójka ruszyła za dziewczyną. Kiedy oddalili się o kilka kroków od drzwi, te zniknęły. Znajdowali się teraz na niewielkiej polanie otoczonej z trzech stron lasem a z jednej wysokim, skalnym klifem.
Szybkim krokiem zagłębili się w las. Drzewa rosły tak gęsto, że ciężko było się między nimi przecisnąć.
- Dlaczego nie trzymamy się ścieżki? - spytała Marysia.
- Jest strzeżona przez Czarnych Strażników, tak, jak wszystkie drogi i ścieżki na zajętych przez nich terenach. Nawet w przestrzeni powietrznej jest niebezpiecznie. Smoki nie mogą spokojnie latać na polowanie, z obawy, że zostaną przez nie zaatakowane. Trzeba mieć przepustki. - ciągnęła półszeptem Keira.
- Jest aż tak źle? - zmartwiła się Lou.
- Tylko podziemia są od nich wolne. Czarni stali się prawdziwą zarazą. Krążą plotki, że sprzymierzyli się z ludźmi z północy, posiadają kilka Eldunarii, wykradli część ocalałych po upadku Tyrana Dauthdaert, że służą im Cienie, a nawet, że posiadają kilka jaj Ra'zaców, które dostali w ramach przymierza z Broddńczykami*.
- No nie! - zawołała Lou, po czym zakryła sobie usta ręką - Cholera - zaklęła cicho - Znowu Broddńczycy - westchnęła. Islingr wzruszył ramionami, a Marysia spojrzała na mamę pytającym wzrokiem.
- Czy to ci z tej opowieści o śmierci króla Datherda?
- Tak, ci sami - odparł jej Islingr.
- W takim razie, nie jest zbyt kolorowo - zauważyła dziewczyna.
- Część naszych szpiegów - ciągnęła dalej Keira - Wniknęła już w ich szeregi...
- Kotołaki? - spytała Lou. Keira kiwnęła głową.
- Kolejny raz wygramy wojnę dzięki kotom - parsknął Islingr, a po chwili dodał ponuro - O ile wygramy.
- Wygramy skarbie - Lou chwyciła go za rękę - Jak zwykle - uśmiechnęła się.
- Wybacz - odparł po chwili - To chyba przez to, że brak mi Morsallora...
- Ja też za nim tęsknię. Ale już wkrótce znów go zobaczymy - dodała optymistycznie po czym przyspieszyła. W oddali zajaśniał blask ogniska. Zapach pieczonego mięsa a także wesołe śpiewy i rozmowy roznosiły się po okolicy.
- nie powinni zachowywać się trochę ciszej? - spytała Lou Keirę.
- Och... spokojnie - odparła jej dziewczyna - Obóz jest całkowicie niewidoczny dla Czarnych Strażników. Rzucono zaklęcia ochronne i bariery. Kiedy wejdziemy w ochronny krąg staniemy się niewidoczni dla wroga.
- W takim razie... pospieszmy się - powiedział Islingr - Chcę jeszcze zdążyć na kolację.
***
*Broddn - kraina na północ od Alagaessi.
- Czuję Jeźdźców...- zaczął Islingr.
- I smoki - dodała Lou z lekkim uśmiechem - Tu gdzieś musi być wyjście - rozejrzała się wokoło, jednak tunel biegł dalej prosto.
- Muszą mieć swój obóz poza miastem. - zauważył Islingr - Nie wyczuwam żadnego człowieka niemagicznego.
Lou przytaknęła.
- Ja również.
Podążyli dalej. Tunel zaczął prowadzić w górę. W końcu uformował się w schody. Na ich końcu znajdowały się wielkie dębowe drzwi z wizerunkami smoka i jeźdźca. Islingr podszedł bliżej i zastukał trzy razy po czym wypowiedział kilka słów w Pradawnej Mowie.
Drzwi uchyliły się. Ze środka wyjrzała dziewczyna wyglądająca na mniej więcej dwadzieścia lat, jednak Marysia wiedziała, że może mieć równocześnie nawet i sto lat. Przekonała się o tym widząc swoich odmłodniałych rodziców.
- Islingr Argetlam! Louissa Białoskrzydła! - krzyknęła oniemiała, po chwili dotykając dwoma palcami ust i przekręcając dłoń nad piersią. Islingr i Lou po chwili powtórzyli gest.
- Tak się cieszę, że cię widzę Keiro! - Lou uśmiechnęła się i uścisnęła dziewczynę.
- Ja również, Mistrzyni! I ciebie, Mistrzu. - odparła - A kim jest ta młoda dama? - spytała po chwili patrząc na Marysię.
- To nasza córka - zaczął Islingr. Marysia podeszła bliżej dziewczyny i uścisnęła jej dłoń.
- Maria - powiedziała krótko. Keira uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Chodźcie - rzekła - Obóz jeźdźców jest poza miastem. W Aberonie przebywa tylko kilka naszych przedstawicieli - zaczęła opowiadać, prowadząc ich ciemną uliczką. Dębowe drzwi zniknęły, kiedy tylko przez nie przeszli.
- Jest tu Morsallor? - spytał Islingr.
- Fioletowy Mistrz ma jeszcze dziś odlecieć w stronę Osilonu - zauważyła Keira, po czym bez słowa odwróciła się i ruszyła przed siebie. Cała trójka ruszyła za dziewczyną. Kiedy oddalili się o kilka kroków od drzwi, te zniknęły. Znajdowali się teraz na niewielkiej polanie otoczonej z trzech stron lasem a z jednej wysokim, skalnym klifem.
Szybkim krokiem zagłębili się w las. Drzewa rosły tak gęsto, że ciężko było się między nimi przecisnąć.
- Dlaczego nie trzymamy się ścieżki? - spytała Marysia.
- Jest strzeżona przez Czarnych Strażników, tak, jak wszystkie drogi i ścieżki na zajętych przez nich terenach. Nawet w przestrzeni powietrznej jest niebezpiecznie. Smoki nie mogą spokojnie latać na polowanie, z obawy, że zostaną przez nie zaatakowane. Trzeba mieć przepustki. - ciągnęła półszeptem Keira.
- Jest aż tak źle? - zmartwiła się Lou.
- Tylko podziemia są od nich wolne. Czarni stali się prawdziwą zarazą. Krążą plotki, że sprzymierzyli się z ludźmi z północy, posiadają kilka Eldunarii, wykradli część ocalałych po upadku Tyrana Dauthdaert, że służą im Cienie, a nawet, że posiadają kilka jaj Ra'zaców, które dostali w ramach przymierza z Broddńczykami*.
- No nie! - zawołała Lou, po czym zakryła sobie usta ręką - Cholera - zaklęła cicho - Znowu Broddńczycy - westchnęła. Islingr wzruszył ramionami, a Marysia spojrzała na mamę pytającym wzrokiem.
- Czy to ci z tej opowieści o śmierci króla Datherda?
- Tak, ci sami - odparł jej Islingr.
- W takim razie, nie jest zbyt kolorowo - zauważyła dziewczyna.
- Część naszych szpiegów - ciągnęła dalej Keira - Wniknęła już w ich szeregi...
- Kotołaki? - spytała Lou. Keira kiwnęła głową.
- Kolejny raz wygramy wojnę dzięki kotom - parsknął Islingr, a po chwili dodał ponuro - O ile wygramy.
- Wygramy skarbie - Lou chwyciła go za rękę - Jak zwykle - uśmiechnęła się.
- Wybacz - odparł po chwili - To chyba przez to, że brak mi Morsallora...
- Ja też za nim tęsknię. Ale już wkrótce znów go zobaczymy - dodała optymistycznie po czym przyspieszyła. W oddali zajaśniał blask ogniska. Zapach pieczonego mięsa a także wesołe śpiewy i rozmowy roznosiły się po okolicy.
- nie powinni zachowywać się trochę ciszej? - spytała Lou Keirę.
- Och... spokojnie - odparła jej dziewczyna - Obóz jest całkowicie niewidoczny dla Czarnych Strażników. Rzucono zaklęcia ochronne i bariery. Kiedy wejdziemy w ochronny krąg staniemy się niewidoczni dla wroga.
- W takim razie... pospieszmy się - powiedział Islingr - Chcę jeszcze zdążyć na kolację.
***
*Broddn - kraina na północ od Alagaessi.
Wreszcie nn :D
OdpowiedzUsuńDoczekać się nie mogłam ;) I jak zwykle się nie zawiodłam :) Bardzo podoba mi się twoja notka. I już mam chęć na następną, bo ta jak dla mnie trochę przykrótka ;)
Pozdrawiam :)
Ps Nie wiem czy już czytałaś nowy rozdział na moim blogu, jeśli nie to zapraszam serdecznie :>
Dla mnie również wydała się krótka... To chyba ze zmęczenia nie mogę nic więcej napisać. Tracę słowa i myśli uciekają mi zanim je złapię ;)
UsuńA tak... czytałam, czytałam twojego en-ena. Bardzo mi się podobało, tylko nie miałam już siły na pisanie komentarzy, bo nie lubię się powtarzać ;) Ileż mozna pod każdym postem pisać, że wspaniale piszesz?? :D
Również pozdrawiam :)
Spoko, jak wakacje przyjdą, będzie dużo wolnego czasu i pomysły same przyjdą do głowy :] Szkoła mnie męczy, ale jakoś przeboleję te dwa miesiące i w końcu sobie odpocznę :)
UsuńLiczę na to, że ciebie też wtedy odwiedzi mega wena :>
Pozdrawiam ^^