czwartek, 27 marca 2014

Prawda cz.II

       - Dostałem wiadomość od Świetlistego - szepnął Vince do Nierenny.
- Islingr się odezwał! - zachwyciła się dziewczyna.
- Cii! Pamiętaj, używamy tylko pseudonimów - przyłożył jej palce do ust. Kiwnęła głową.
- Przepraszam - odszepnęła.
        Aktualnie przebywali w Osilonie, jednak wróg mógł już przeniknąć i tu. Czarni Strażnicy mieli swoje sposoby na manipulowanie słowami i magią i w dowolny sposób mogli zmieniać zaklęcia, nawet te najpotężniejsze. Była to ich największa zaleta i największa broń: gdyby poznali imię pradawnej mowy, kto wie co zrobiliby z magią? Możliwe, że mogliby zmienić całkowicie jej naturę i prawa...
- Co mówił? - spytała Nierenna.
- Przybędą - odparł krótko. Nierenna odparła uśmiechem i spojrzała w lustro. Eragon albo Arya powinni się już dawno odezwać. Tymczasem Jeźdźcy ukryci pośród Smoczych Wodospadów milczeli od kilku dni...
- Cieniobójcy na pewno wkrótce się odezwą - Vince objął kobietę.
- Mam nadzieję - odparła kładąc głowę na jego ramieniu - Ale wiesz... uważam, że jest jednak jeszcze za wcześnie na stosowanie tego tytułu na określenie ich osób. Jeszcze wiele osób pamięta czasy Galbatorixa.
- Jednak w większości to starcy lub ci, którzy są po naszej stronie... krasnoludy, elfy i...
- Smoki - dokończyła za niego znów spoglądając w lustro kontaktowe. Tych istot najbardziej było jej żal. A zwłaszcza Vitie, która już od kilku miesięcy nie mogła swobodnie polatać. Wyczuwała u niej zazdrość o Morsallora, który co chwila dostawał misje jako Smok Świetlistego. On też nie dawał znaku życia od kilku dni... od kiedy wysłano go nad Smocze Wodospady z dostawą żywności.
        Nierennie przechodziły przez myśl najgorsze scenariusze. Przebywając w Du Wendelvarden byli względnie bezpieczni, jednak poza granicami puszczy jedynymi takimi miejscami były jeszcze tylko Beory i Ilirea. Królowa elfów zauważyła jednak, ze to nie ludzie interesują Czarnych Strażników, ponieważ dali im względny spokój i nie atakowali ich poza pojedynczymi wioskami. Zdrajców najbardziej interesowała Smocza Szkoła i, z tego co dowiedziała się od szpiegów, jej serce, czyli ogromna kolumna energii pod Skullblakkas Varden*, dzięki której wszyscy uczniowie i nauczyciele na terenie szkoły mogli bez ograniczeń korzystać. Nawet skarbiec szkoły ich tak nie interesował jak właśnie ta kolumna energii.
        Vince podszedł do okna i spojrzał w dół. Wśród soczyście zielonej trawy wylegiwała się Vitie, kilka elfów bawiło się w jej towarzystwie. Zachodzące słońce ogrzewało ich swoimi ostatnimi promieniami. Odwrócił się z powrotem do Nierenny, która siedziała głęboko pogrążona w myślach. Podszedł bliżej i zaczął bawić się jej krótkimi lokami. Nosiła taka fryzurę od czasu pożaru Ellesmery. Część stolicy elfów odbudowano, jednak elfy uznały, że jeszcze nie czas na powroty do domu. Chcą być pewne, ze już nigdy ich ukochane miasto nie zostanie zniszczone i na razie nie chcą go narażać. Nierenna natomiast najchętniej wróciłaby do Szkoły... o ile ta jeszcze istniała...

***
         Marysia upadła na coś twardego ocierając sobie dłonie. Wstając rozejrzała się po okolicy, w której się znalazła. Właśnie przeszła przez portal i dotarła... gdzieś, nie do końca wiedząc gdzie. Zaraz za nią pojawili się jej rodzice. Skrzydła jej mamy delikatnie drżały, ojciec tymczasem przesypywał biały piasek przez palce. Byli na jakiejś plaży, białej plaży, długiej i szerokiej. Na wschodzie majaczyły ogromne góry. Przypominały one dziewczynce Tatry, jednakże w Tatrach nie było takich wielkich i wyglądających na naturalne, plaż... poza tym, plaża była zupełnie pusta. Na horyzoncie majaczyła tylko chatka rybacka.
- Jesteśmy gdzieś na surdańskich plażach - mruknął Islingr. Lou chwyciła Marysię za rękę i pociągnęła w stronę chatki. Islingr powędrował za nimi. Spytał po chwili.
- Lou, wzięłaś może lusterko kontaktowe? - spytał szukając przedmiotu w kieszeniach. Kobieta prychnęła, kręcąc głową.
- No i co byś zrobił gdyby nie ja? - spytała, podając mu małe lusterko wielkości dłoni. Uśmiechnął się.
Dotarli do małej chatki, dwójka dzieci siedziała na dworze i plotła sieci. Ze środka dochodził głos kobiety. Śpiewała. Dzieci na widok nieznajomych przybyszy uciekły chowając się za spódnicą matki.
- Witaj, droga kobieto - zaczął Islingr w dialekcie surdańskich chłopów, który różnił się nieco do języka obowiązującego w całej Alagaessi, i ukłonił się głęboko przed nieznajomą, która zarumieniła się. Tak samo uczyniła Lou. Marysia stała z boku przyglądając się rodzicom - Jesteśmy pielgrzymami i poszukujemy miejsca na schronienie przed dziennym upałem - kontynuował mężczyzna.
- Ależ oczywiście, spocznijcie - odparła kobieta z uśmiechając się i prowadząc ich w głąb chatki do miejsca, gdzie stał prowizoryczny stół sklecony z kilku desek i małe taborety z ociosanych pieńków. Kobieta postawiła na stole kilka glinianych garnuszków, do których nalała wody i miskę z malinami.
- Naprawdę nie trzeba - powiedziała Lou, kiedy kobieta ustawiła przed nimi półmisek ze smakołykiem, jednakże ta zlekceważyła ją.
- Droga kobieto - zaczął Islingr - Gdzie to jest jakaś najbliższa wioska? - spytał patrząc jej w oczy..
- Reawstone, dzień drogi na zachód, panie - odparła patrząc w okno. Nagle niebo pociemniało, tak jakby zbliżała się burza. Islingr również przyskoczył do okna.
- To nie burza... - szepnął i spojrzał na Lou. Domyśliła się.
- Przepraszam, że pytam, ale czy niem macie tu jakiejś piwnicy... cokolwiek głębokiego, gdzie moglibyśmy się schronić... - spytała błagalnym tonem.
- Jesteście poszukiwani? - zainteresowała się kobieta.
- Tak... przez Czarnych Strażników i przez Jeźdźców. Nasze życie zależy od tego, kto nas pierwszy znajdzie... - odparła Lou. Marysia tymczasem zajadała się malinami.
Kobieta po chwili kiwnęła głową.
- Ja też nie lubię tych Czarnych... - uśmiechnęła się - Tędy, wskazała reką prowadząc ich do niewielkiego włazu w podłodze - To podziemny tunel, zaprowadzi was prosto do Reawstone. Tam poszukajcie Keiry, to moja córka, powołajcie się na mnie, jest Smoczym Jeźdźcem - Lou odetchnęła na słowa kobiety - Odeskortuje was do Aberonu... - zawiesiła głos - Tak w ogóle, kim jesteście? - spytała. Islingr zerknął na Lou, która pokręciła głową.
- Nie mogę ci powiedzieć nic więcej nad to co widzisz, nie powiem ci naszych imion, których i tak zapewne się domyślasz - znów zerknął na Lou - Jednakże wiedz tyle, że Czarni Strażnicy zostaną pokonani... - mówiąc to pokazał jej swoją Gedwey Ignasię. Kobieta zrozumiała.
- Dobrze, rozumiem - odparła - Życzę wam powodzenia. Obyście dotarli tam gdzie pragniecie, i niechaj gwiazdy wam sprzyjają - dodała po chwili.
- I niechaj gwiazdy ci sprzyjają - odparła Lou, schodząc w dół tunelu i trzymając za rękę Marysię

***

Znów nie zrobiłam korekty :) Nigdy nie chce mi się tego robić...

Pozdrawiam :) 


P.S - *Skullblakkas Varden - jeden ze szczytów w Smoczej Szkole, w której znajdowało się smocze leże a także skarbiec Eldunari :)

2 komentarze:

  1. Bardzo fajna notka :) Przepraszam, nie mam weny nawet na komentarze ;_;
    Kurde, podziwiam cię ;) Bez korekty, a brakuje jedynie kilku kropek... u mnie bez sprawdzenia to się cuda dzieją... ;D
    Pozdrawiam ;)
    Cillianna

    OdpowiedzUsuń