- Córciu - zaczęła niepewnie Lou, stając w drzwiach pokoju Marysi.
- Tak mamo? - spytała dziewczyna nie odrywając wzroku od komputera.
- Chodź na chwilę, ja i tata musimy z tobą porozmawiać - rzekła chłodnym tonem. Marysia spojrzała na nią przestraszona.
- Co zrobiłam źle i dlaczego o tym nie wiem? - spytała, próbując rozweselić matkę. Wydało jej się jakby uśmiechnęła się na chwilę jednak zaraz szybo dodała, odzyskując poważny wyraz twarzy.
- To dotyczy naszych ostatnich gości.
- Och, mamo... Znowu o tych bajkach? - westchnęła Marysia. Lou na wyraz "bajki" prychnęła. Od tygodnia próbowali przekonać Marysię, o tym, że Alagaessia, smoki i smoczy jeźdźcy istnieją naprawdę, ale do dziewczyny to wciąż nie docierało. Dziś zdecydowali się oboje - Islingr i Lou - na mocniejsze środki.
Kiedy Lou i Marysia weszły do salonu. Islingr właśnie zasłaniał okna.
- Co wy kombinujecie? - spytała dziewczyna.
- Spróbujemy jeszcze bardziej cię przekonać. - powiedział jej ojciec stając na środku pokoju. Wyciągnął ręce w stronę Lou, ta zgrabnie do niego podeszła. Stojąc naprzeciw córki zaczęli szeptać słowa w przedziwnym języku. Marysia miała wrażenie, że te słowa miały jakaś wielka moc, bo choć w życiu ani jednego z nich nie słyszała, to każde doskonale rozumiała. Po chwili od obojga ludzi zaczęło bić dziwne światło. Ich wygląd zmienił się nie do poznania. Islingr, poprzednio wyglądający jak facet koło czterdziestki, lekko posiwiały, teraz stanął przed córką, jako młody, przystojny dwudziestolatek. Jego zwykły biurowy strój zmienił się na fioletową haftowaną złotem tunikę, czarne spodnie i sznurowane buty do łydek. U pasa wisiał prawdziwy miecz. Mama Marysi wyglądała jeszcze bardziej zjawiskowo, miała teraz też około dwudziestki. Jej błękitna bluzka zmieniła się w krótką sukienkę z długim trenem. Nogi okalały granatowe spodnie i wysokie czarne kozaki, podobne do butów ojca. Na głowie jaśniał piękny diadem z błękitnym kamieniem. Na widok białych lekko złoconych smoczych skrzydeł Marysia o mało nie zemdlała. Oparła się o poręcz fotela patrząc na rodziców.
- Wy... to... wy... - jąkała.
- Nie kłamaliśmy córeczko - powiedziała Lou - Nigdy cię nie okłamaliśmy.
- W tej kwestii - dodał Islingr z uśmiechem. Lou trąciła go w ramię - No co? - spytał tak, jak zwykle, gdy zrobił coś głupiego, czego nie dostrzegał. Cały tata.
Marysia opadła na fotel. Nie miała już siły ustać na nogach.
- Ponieważ przekaz ustny na ciebie nie działa, nawet kiedy mówiliśmy w Pradawnej Mowie, postanowiliśmy ci to inaczej udowodnić - zaczęła Lou podchodząc do córki i gładząc jej śmiertelnie biały policzek. Marysia popatrzała w oczy matki. Wyglądała na szczęśliwą w tej postaci, nie tak jak dawniej. Marysi zawsze się wydawało, że jej rodzice w przeszłości coś stracili, coś ważnego dla nich i przez to tak się o nią martwią i tak jej pilnują. Teraz zrozumiała, że chronili ją przed jakimś złem z tamtego świata. Chronili ją przed ich prawdziwą tożsamością, ukrywali przed światem. To dlatego nigdy nie poznała dziadków od strony ojca, bo tego, że od strony mamy nie żyli, była pewna. Widziała nie raz ich groby. Rodzice taty są kimś naprawdę ważnym, pewnie są nawet rodziną królewską.
Mimo iż Lu mówiła do Marysi, do dziewczyny już prawie nic nie docierało. Wpatrywała się to w twarz matki, to w twarz ojca co chwilę dostrzegając inne zmiany. Tata miał teraz śmiesznie szpiczaste uszy, lekko skośne oczy, przypominające trochę kocie i wyższe kości policzkowe. Skojarzył się Marysi z elfem, co wywołało u niej histeryczny śmiech. Elf, serio? Lou potrząsała córką, nie wiedząc o co chodzi.
- Marysia? - pytała - Uspokój się, Marysia! - krzyknęła. Dziewczyna nabrała powietrza próbując się uspokoić.
- Pamiętasz te opowieści o Smoczych Jeźdźcach, o smokach, o dziewczynce co przeżyła katastrofę statku, o pięknej szkole o białych murach? - spytał Islingr.
- Tak - odparła Marysia - Ale co t ma do rzeczy...
- Sęk w tym, że to nie były bajki - uśmiechnął się mężczyzna. Marysia prychnęła.
- Tato... nie żartuj sobie - spojrzała na niego i zastanowiła się nad własnymi słowami. A może to jednak prawda? Może istnieje gdzieś tam inny świat, rodem z książek fantasy? Może... Ale Marysia nie wiedziała na pewno. Wciąż wydawało jej się jakby śniła. Uszczypnęła się w ramię i zamknęła oczy. Po ich otwarciu nic się nie zmieniło. Matka wciąż wpatrywała się w nią oczyma bardziej błękitnymi niż kiedykolwiek, ojciec oparł dłoń o rękojeść miecza.
- Musimy wezwać Nierennę - westchnął.
- Tak dawno nie widziałam ich wszystkich.... - Lou podeszła do okna i spojrzała na ulicę. Miała to już w zwyczaju. Marysia była do tego przyzwyczajona. Jej mama robiła to kiedy chciała uniknąć kłopotów lub rozmów. Albo kiedy się na nie przygotowywała.
Islingr spojrzał na córkę i zwrócił się do żony.
- Skarbie... czy nie uważasz, że Marysia nie powinna spotkać się z Mistrzami w tym stroju - uśmiechnął się.
Lou odwróciła się w ich stronę. Uczyniła krok ale nagle skręciła i otworzyła szafę pogrzebała w niej trochę wypowiadając przy tym kilka słów. Marysia podeszła bliżej i zaglądnęła jej przez ramię. W szafie ukryty był sejf, a w środku leżała mała... spinka do włosów! Lou ujęła ją w dłonie i szepnęła jakieś słowo, przykładając usta do ozdobnego kwiatu. Spinka zamigotała i momentalnie powiększyła się, zmieniając w przedziwna laskę. Jej głownią był ten ozdobny kwiatek, który teraz wyglądał niemal jak żywy. Lou skierowała osobliwą różdżkę na swoją córkę i zaczęła nią kręcić. Kwiat otworzył się, ze środka wysypał złoty pyłek, który osiadł na ubraniu i włosach Marysi. Kichnęła.
- Chyba mam na to alergię - powiedziała przez nos kichając jeszcze raz. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała się w lustrze. Jej ubranie tez się zmieniło, tak jak rodziców. Ubrana była w ciemno-czerwoną tunikę haftowaną srebrna nicią, bardzo miękką w dotyku a także w czarne spodnie i wysokie, bardzo wygodne, sznurowane buty. Włosy miała ciekawie zaplecione w warkocz i poprzetykane wstążką.
- Teraz lepiej - skomentowała jej mama i podała jej taką taki sam płaszcz, jakie mięli na sobie Nierenna i Vincentin w dniu odwiedzin. Sama Lou i Islingr także takie na siebie narzucili. Pociągnęli swoją córkę w stronę drzwi. Marysia na chwilę się zatrzymała.
- A co z ... tym? - spytała patrząc na mieszkanie.
- Musimy to zostawić. Nie martw się, nic się temu nie stanie. Kiedy opuścimy mieszkanie uaktywni się zaklęcie ochronne, które.. - zaczął Islingr i napotkał wzrok Lou, która uśmiechała się do niego, dając mu do zrozumienia, że Marysia i tak jeszcze tego nie rozumie.
- Nieważne - skończył.
- W każdym razie - wtrąciła się Lou - Nic się tu stać złego nie może.
Marysia jeszcze raz spojrzała po mieszkaniu. Nienawidziła okolicy, nienawidziła sąsiadów, ale te cztery kąty kochała nad życie.
- Wrócimy tu jeszcze? - spytała tonem przypominającym jak dziecko.
- Jeśli zechcesz - uśmiechnęła się Lou i pociągnęła Marysię. Islingr wyszedł za nimi i zamknął drzwi na klucz.
***
Nie zrobiłam korekty więc mogą być błędy. Jak zwykle liczę na Waszą wyrozumiałość w tym względzie ;)
Pozdrawiam ;)
P.S. Przeglądając kalendarz imienin natknęłam się na imię Luiza (polski odpowiednik Louisy :D). Oto opis imienia: "Dawniej imię Luiza było popularne w rodzinach królewskich, zwłaszcza na terenie Prus. Luiza to kobieta odznaczająca się dużą pracowitością, która niekiedy może przerodzić się w pracoholizm. Ceni sobie wysoki status społeczny i materialny, zdarza jej się patrzeć na innych z góry. Jest kobietą niezależną i z trudem godzi się na kompromisy. Zwykle wchodzi w relacje z mężczyznami, których może w prosty sposób kontrolować. Jako matka jest bardzo czuła, a jednocześnie waleczna – nikomu nie pozwoli skrzywdzić swoich dzieci."
Pasuje on do Lou, czy nie? :D
O, jak fajnie :) cudny tydzień mam no po prostu, codziennie 6 lekcji albo mniej i nowa notka na twoim blogu :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy młoda zobaczy Alagaesię :) ale coś mi się wydaje, że tak ;)
Hehe, też mi się czasem nie chce robić poprawek, a potem odkładam na wieczne nigdy ;)
Pozdrawiam ;)
Czekająca na en-ena Cillianna :)
Zapomniałam dodać, że fajny szablon.
UsuńSkleroza jedna ;)
Dzięki za pochwałę szablonu. Miał być trochę inny (ze smokami ^^), ale coś mi nie wyszło z wgraniem... :(
UsuńAleż oczywiście, że zobaczy Alagaessię. I będzie podróż.. bo przecież szkoła jest oblegana... :D
Codziennie sobie powtarzam, żeby nie spoilerować, a jak zwykle i nie wychodzi...
Również pozdrawiam :)
Zaspoileruję jeszcze jedno: Arya na widok Marysi dostanie "syndromu babci" ;D
UsuńPozdrawiam ;)
Super rozdział. Kiedy kolejny????
OdpowiedzUsuńNie mam zielonego pojęcia, kiedy mnie najdzie na pisanie ;) Ale mam nadzieję, że niedługo :D
UsuńO, też się zastanawiałam nad tym szablonem :D Od razu mi się spodobał.
OdpowiedzUsuńJeszcze trohę, a Marysia zwariuje - nie oszczędzasz jej wrażeń. Czekam na Aryę z syndromem babci, to może być dobre (:
Dzięki za to, że podoba Wam się szablon :D
UsuńNie zwariuje, nie może... a nawet jeżeli... to będzie ciekawie :D
Pozdrawiam :D
Super jestem niezmiernie ciekaw jak rozwinie się fabuła.
UsuńJestem ciekawy ciągu dalszego. CZEKAM :)
OdpowiedzUsuń