- Ni? Skarbie? - Vincentin wszedł do pokoju - Nie uwierzysz...
- Co się stało? - spytała, zdając sobie sprawę, że wypadła trochę infantylnie.
- Po pierwsze: Lou jest w ciąży...
Nierenna zaniemówiła. Po chwili szeroki uśmiech rozświetlił jej twarz.
- To cudownie! - zawołała - Jak się ma...
- Po drugie - przerwał jej Vince - Opuściła Alagaessię.
- Co?! - krzyknęła królowa. Elfy w dole spojrzały w górę.
- Lou uznała, że Alagaessia jest niebezpiecznym miejscem dla jej dziecka. Wróciła do swojego świata. Uciekła, Nierenno. Nasza "Wielka Smocza Strażniczka" uciekła!
- Nie! To niemożliwe. Lou się nigdy nie poddaje. Ona po prostu... - Nierenna szukała słów, żeby wytłumaczyć swoja przyjaciółkę - Kieruje się dobrem dzieciątka. Wojna się zbliża. Na pewno dlatego odeszła. Poza tym, Islingr...
- Poszedł razem z nią - powiedział Vincentin.
- Wiedziałam. Mój brat zawsze będzie ją chronić. - Nierenna złożyła dłonie na dekolcie. Zaczęła bawić się medalionem jej matki w kształcie serca z Czarnym Szmaragdem, w którym został uwięziony cień - Ją i ich dziecko. Rodzina jest dla niego tak samo ważna jak więź z Morsallorem lub pokonanie Czarnych Strażników.
- Lou podobno miała jakieś wizje... Tyle wiem. To wszystko, co mi powiedział posłaniec.
Nierenna spojrzała na Vincentina. Miał na sobie czarny, długi do kolan surdut oblamowany złota nicią, i skórzane buty. Długie srebrne włosy odgarnął zwyczajowo z czoła i spiął z tyłu. Do pasa miał przypięty swój miecz.
Nierennie nagle zmienił się wyraz twarzy. Podeszła do chłopaka i przytuliła się.
- Ciągle tylko pracujesz. Siedzisz przy tych papierach i ciągle pracujesz. Nawet ja tyle nie muszę.
-Cóż poradzić, taka praca - uśmiechnął się.
- Widziałeś już Ogród Hortensji? - spytała Nierenna. Pociągnęła Vincentina do drzwi. Chłopak o mało nie potknał się.
- Nie widziałem - uśmiechnął się.
- No to chodź - zawołała Nierenna.
***
Mijały miesiące. Lou i Islingr próbowali ulokować się w ciasnym mieszkaniu na poddaszu, które kupili w taniej dzielnicy. Obdarte ściany pokryli nową warstwą farby, wysprzątali każdy kącik, z pomocą magii przywrócili starym meblom życie. Islingr źle się czuł z pracą na fałszywych papierach, jednak i on i Lou, której było coraz ciężej, potrzebowali pieniędzy. Nie mogli w nieskończoność powielać ich za pomocą magii.
Kiedy Islingr wracał wieczorem do domu często znajdował Lou zapłakaną przy oknie.
- Tęsknię za nimi. Za nimi wszystkimi. To wszystko - szeptała mu wtedy do ucha.
- Wiem kochanie, ja też. - odpowiadał, a potem płakali razem.
Data porodu się zbliżała, kiedy dostali wiadomość, że Czarni Strażnicy oblegają Szkołę. Zajęli już większośc terenów Alagaessi. Wciąż opierają się Ilirea i kilka innych miast w Imperium, cała Surda, która zamknęła granice, Elfy i Krasnoludy. Jednak niedługo zacznie brakować im zapasów i broni.
- Islingr - Lou podniosła się z fotela słuchając jego wiadomości - My musimy tam wrócić! - krzyknęła.
- Nie kochanie, nie możemy. Dziecko... pamiętaj o dziecku.
- Jeżeli takie jest jego przeznaczenie to prędzej czy później i tak się spełni. - przyznała Lou i objęła swój brzuch.
- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Islingr.
- Nie... to nic... - Lou uśmiechnęła się słabo. Była blada i wykończona tą ciążą - Lekarz mówił, że teraz mogą już pojawiać się przelotne skurcze.
Islingr spojrzał na zonę, potem odwrócił się w stronę ona i spojrzał na dół na ulicę. Przejechał tramwaj dudniąc po szynach. Dwóch pijaków stało pod sklepem. Sąsiadka wyrzuciła męża z domu. Dzień jak co dzień, tu zawsze było tak samo. Szaro i ponuro. A jednak coś było nie w porządku.
Ktoś ich obserwował.
Lou zawyła z bólu. Islingr gwałtownie obrócił się do niej. Zaprowadził ją do ich auta, które stało na chodniku przed kamienicą. Lou zaczęła rodzić.
***
Kiedy usłyszeli jej pierwszy krzyk, płakali ze szczęścia. Lou objęła swoją córeczkę i przytuliła do siebie.
- Jest piękna - zachwycała się pielęgniarka - Nigdy w życiu nie widziałam piękniejszej dziewczynki - powiedziała bardziej do siebie niż do nich i wyszła z pokoju.
- Witaj, księżniczko - szepnęła Lou i pocałowała maleństwo w czoło.
Po chwili do pokoju wrócił Islingr, który wyszedł na chwile by powiadomić rodziców, że Lou już urodziła.
- Za chwile tu będą. Mama i tata.
Minęło kilka minut zanim zjawili się Arya i Eragon. Wyściskali Islingra, wycałowali Lou i wychwalili maleńką.
- Wybraliście już imiona? - spytała Arya. Islingr spojrzał w oczy Lou, ona uśmiechnęła się. Patrząc na córkę wyszeptała.
- Tak. Maria Islanzadi.
Arya uroniła łzę.
- Dziękuję - uścisnęła młoda matkę.
- A pierwsze imię... - zaczął Eragon.
- Po mamie Lou - odparł Islingr.
***
Nareszcie coś napisałam!! Ale to dlatego, że mam rekolekcje i dopiero teraz znalazłam czas... :)
Pozdrawiam
Smocza Strażniczka ;)
P.S. Obrazek, trochę kiczowaty, ale mi pasował :D
- Nie widziałem - uśmiechnął się.
- No to chodź - zawołała Nierenna.
***
Mijały miesiące. Lou i Islingr próbowali ulokować się w ciasnym mieszkaniu na poddaszu, które kupili w taniej dzielnicy. Obdarte ściany pokryli nową warstwą farby, wysprzątali każdy kącik, z pomocą magii przywrócili starym meblom życie. Islingr źle się czuł z pracą na fałszywych papierach, jednak i on i Lou, której było coraz ciężej, potrzebowali pieniędzy. Nie mogli w nieskończoność powielać ich za pomocą magii.
Kiedy Islingr wracał wieczorem do domu często znajdował Lou zapłakaną przy oknie.
- Tęsknię za nimi. Za nimi wszystkimi. To wszystko - szeptała mu wtedy do ucha.
- Wiem kochanie, ja też. - odpowiadał, a potem płakali razem.
Data porodu się zbliżała, kiedy dostali wiadomość, że Czarni Strażnicy oblegają Szkołę. Zajęli już większośc terenów Alagaessi. Wciąż opierają się Ilirea i kilka innych miast w Imperium, cała Surda, która zamknęła granice, Elfy i Krasnoludy. Jednak niedługo zacznie brakować im zapasów i broni.
- Islingr - Lou podniosła się z fotela słuchając jego wiadomości - My musimy tam wrócić! - krzyknęła.
- Nie kochanie, nie możemy. Dziecko... pamiętaj o dziecku.
- Jeżeli takie jest jego przeznaczenie to prędzej czy później i tak się spełni. - przyznała Lou i objęła swój brzuch.
- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Islingr.
- Nie... to nic... - Lou uśmiechnęła się słabo. Była blada i wykończona tą ciążą - Lekarz mówił, że teraz mogą już pojawiać się przelotne skurcze.
Islingr spojrzał na zonę, potem odwrócił się w stronę ona i spojrzał na dół na ulicę. Przejechał tramwaj dudniąc po szynach. Dwóch pijaków stało pod sklepem. Sąsiadka wyrzuciła męża z domu. Dzień jak co dzień, tu zawsze było tak samo. Szaro i ponuro. A jednak coś było nie w porządku.
Ktoś ich obserwował.
Lou zawyła z bólu. Islingr gwałtownie obrócił się do niej. Zaprowadził ją do ich auta, które stało na chodniku przed kamienicą. Lou zaczęła rodzić.
***
Kiedy usłyszeli jej pierwszy krzyk, płakali ze szczęścia. Lou objęła swoją córeczkę i przytuliła do siebie.
- Jest piękna - zachwycała się pielęgniarka - Nigdy w życiu nie widziałam piękniejszej dziewczynki - powiedziała bardziej do siebie niż do nich i wyszła z pokoju.
- Witaj, księżniczko - szepnęła Lou i pocałowała maleństwo w czoło.
Po chwili do pokoju wrócił Islingr, który wyszedł na chwile by powiadomić rodziców, że Lou już urodziła.
- Za chwile tu będą. Mama i tata.
Minęło kilka minut zanim zjawili się Arya i Eragon. Wyściskali Islingra, wycałowali Lou i wychwalili maleńką.
- Wybraliście już imiona? - spytała Arya. Islingr spojrzał w oczy Lou, ona uśmiechnęła się. Patrząc na córkę wyszeptała.
- Tak. Maria Islanzadi.
Arya uroniła łzę.
- Dziękuję - uścisnęła młoda matkę.
- A pierwsze imię... - zaczął Eragon.
- Po mamie Lou - odparł Islingr.
***
Nareszcie coś napisałam!! Ale to dlatego, że mam rekolekcje i dopiero teraz znalazłam czas... :)
Pozdrawiam
Smocza Strażniczka ;)
P.S. Obrazek, trochę kiczowaty, ale mi pasował :D
Ale mnie uradowałaś notką :D
OdpowiedzUsuńWidmo wojny zmieszane ze słodyczą, cudnie. Mam nadzieję, że będzie krwawo i zginie ktoś ważny (tak, jestem okrutna. Przekonasz się o tym gdy wreszcie dokończę swoją kontynuację :p).
Pozdrawiam.
Będą trupy, bo ja mam ostatnio taki nastrój. Wszystkich bym zabiła najchętniej, żeby była krew i rozpacz... ale aż tak okrutna nie jestem... :D
UsuńRównież pozdrawiam :)
Jeeeeej! Wreszcie!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kontynuacji ;)
A co do mojego "czegoś" to weny brak, czasu też (ja się teraz tak jakby uczę na fizykę, jakby ktoś pytał ;))
Też mam nastrój na mordobicie ;) nie chcę wam tu spojlerować, ale u mnie też zacznie się dziać... Jak wena wróci ;)
Pozdrawiam :>
Ja się próbuje uczyć na wszystko, trzeba te tróje popoprawiać.. ale mi to nie idzie...
UsuńTrudno... coś będę musiała olać, bo nie wyrobię ze wszystkim...
Również pozdrawiam ;)