- Panie! Dotarłam wreszcie do pewnych informacji - Kitrina klęczała przed czarnym tronem - Strażniczka Louisa jest, tak jak mówiły plotki... pochodzi z innego świata.
Postać siedząca wysoko nad Czarną strażniczką kiwnęła głową.
- Czy tamtejsza technika jest wystarczająco zaawansowana, by móc mnie... uleczyć?
- Tego nie wiem, Panie, ale, być może...
- To mi wystarczy Kitrino, odejdź.
- Mam jeszcze jedną informację - rzuciła szybko Kitrina, powstając.
- Tak?
- W tamtym świecie... to znaczy... na Ziemi... szpiedzy nie wykryli żadnych oznak magii. Niewielkie źródła energii drzemią pod powierzchnią, jednakże poza tym, żadna osoba nie ma w sobie magicznej krwi.
- To wspaniale - zawołała osoba siedząca na tronie - Będzie nam jeszcze łatwiej ich zniewolić...
Kitrina ukłoniła się i wyszła. Za drzwiami czekała na nią Etra.
- Wciąż uważam, że to nienajlepszy pomysł - rzuciła.
- Każdy rodzaj zemsty jest dobry - ucięła krótko Kitrina.
- Ale właściwie za co ty się tak mścisz na Lou?
- Za co?! - wrzasnęła Czarna Strażniczka - Za co?! Louisa upokorzyła mnie, odebrała mi szansę na miłość...
- Islingr i tak nigdy nie byłby twój - zauważyła chłodno Etra.
- Etro! Jak śmiesz! - oburzyła się Kitrina., zmuszając smoczycę do wylądowania - jesteś moim smokiem, nie powinnaś się wyrażać na ten temat.
- Właśnie dlatego, że jesteśmy zjednoczone, powinnam móc coś powiedzieć! - warknęła Etra.
Kitrina obróciła się do smoka plecami. Oparła dłoń na rękojeści miecza.
- Zapomniałaś, że wypiłyśmy miksturę... Etro... kochałam cię, ale.. - Kitrina w mgnieniu ka wyjęła miecz i wbiła go w pierś smoczycy - Już za późno, żeby mówić o zjednoczeniu - szepnęła do smoczycy. Etra przez chwile nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła Kitrina. Chwila ta trwała jednak bardzo krótko...
***
Lou zerwała się z łóżka. Od kilku dni męczył ją jeden koszmar. Wydawało jej się, że walczy z kimś na Ziemi... wszyscy są od niej odwróceni. Jest zupełnie sama. Na dole stoi tylko mała dziewczynka z pluszowym smokiem w ręce. Ma na ramieniu wypalony znak czarnych smoczych skrzydeł.
Lou podeszła do okna i oparła się o framugę. Zaklęcie nie pozwalało płatkom śniegu wedrzeć się do środka, mimo iż na dworze panowała zamieć. Oparła dłonie na brzuchu.
Była w ciąży.
Przypomniało jej się jak oznajmiła to po olei wszystkim bliskim. Eragon wyprawił nawet wielką ucztę na cześć nienarodzonego dziecka. Lou z jednej strony była szczęśliwa, z drugiej jednak obawiała się, kto wychowa jej maleństwo, jeżeli ona zginie. Bała się co może przynieść przyszłość. Bała się wychować to dzieciątko w Alagaessi. Bała się, częściowo przez ten koszmar, że to nienarodzone maleństwo mogłoby się stać Czarnym Strażnikiem.
Spojrzała na śpiącego Islingra uśmiechając się.
- Muszę kochany... - szepnęła.
***
- Ale jak to! - oburzyła się Arya - Czemu uciekasz?!
- Tak postanowiłam. Lepiej żeby moje dziecko... nasz dziecko - spojrzała na Islingra i chwyciła go za rękę - wychowało się z dala od magii. Nie mogę pozwolić na możliwość uprowadzenia go przez Czarnych Strażników!
Islingr milczał. Pogodził się już z decyzją Lou. Nie potrafił jej zostawić... a z drugiej strony nie potrafił zostawić Morsallora. Mimo to powiedział po chwili.
- Zgadzam się z Lou... Dobro dziecka jest najważniejsze.
- No to chociaż, zostań tu do narodzin? - próbowała ratować sytuację przerażona Arya - Eragonie! Powiedz coś!
Eragon spojrzał na żonę i oparł dłoń na rękojeści Brisingra.
- Aryo... spójrz na to z szerszej perspektywy... a co jeżeli sen Lou jest na prawdę proroczy... Jej sen o przeniesieniu stolicy elfów do Osilonu się spełnił. Jeżeli w ten sposób mamy ochronić tego maluszka - wskazał na brzuch Lou - To ja umywam ręce. Niech Lou decyduje. Jednak jeżeli uciekasz przed wojną - zwrócił się do Strażniczki - Wiedz, że cię znajdę i zaciągnę tu siłą - uśmiechnął się - Nigdy nie mieliśmy lepszego wojownika od ciebie.
Lou odpowiedziała uśmiechem. Arya załamała się. W końcu jednak sapnęła.
- Róbcie co chcecie. To wasze dziecko.
Islingr i Lou uśmiechnęli się obejmując po kolei Saphirę, Firnena, Aryę, Eragona i Morsallora.
- Codziennie będę wracał - powiedział Islingr. Smok parsknął.
- Wiem, mój mały. Do widzenia moi kochani!
Lou i Islingr chwycili się za ręce, w momencie kiedy wrota na Ziemię otworzyły się. Razem przeszli przez nie i chwile potem zniknęli z pola widzenia pozostałych.
Oooo, będzie maluszek <3 Mam nadzieję, że zginie (tak, jestem okropna. Ale to by było ciekawe)
OdpowiedzUsuńFajnie, że coś dodałaś :D
No cóż... nie jestem tak okrutna i nie umrze, jednak ten maluszek będzie miał znaczący wpływ na fabułę :D
UsuńWreszcie NN :) już myślałam, że się nie doczekam ;D
OdpowiedzUsuńNo... Tego się nie spodziewałam :)
Mam nadzieję, że to opkowe 9 miesięcy minie szybciej, niż w naszym wymiarze :>
Pozdrawiam :)
Po narodzinach dziecka, zamierzam przenieść akcję parę lat do przodu... Tyle powiem ;P
UsuńRównież pozdrawiam :)
Kiedy nn? Tu albo na Avellinie, bo już mi tęskno :)
OdpowiedzUsuńOch, nie wiem Cilianno. Mam tyle roboty w szkole... Po prostu nie wyrabiam... ale chyba prędzej tu się coś pojawi niż na Avellinie... niestety, albo stety, zależy od punktu widzenia ;)
UsuńPozdrawiam :)
A widzisz! Jednak zmotywowałaś mnie do pracy i pojawiło się coś na Avellinie: krótkie bo krótkie, ale zawsze coś :)
Usuń