poniedziałek, 14 października 2013

Krzyki w ciemności II

       - Islingr? - szepnęła Lou. Dwie godziny temu dotarli do obozu i od godziny próbowali zasnąć. Lou wciąż nie mogła się przyzwyczaić do tego, że Ellesmery już nie ma. Dzięki elfiej magii miasto pomału będzie odbudowywane. Ale jeszcze nie teraz. Elfy wciąż nie mogą się otrząsnąć z tego, że nie mają już stolicy. Wieść rozniosła się po całej Alagaessi. Wszyscy - elfy, ludzie, nawet krasnoludy i urgale opłakują spalone miasto.
- Islingr śpisz?
- Nie - odszepnął jej. Obróciła się w jego stronę i przytuliła do nagiej klatki piersiowej. Objął ją gładząc jej gładkie ramię.
Trwali tak w milczeniu. Lou wtuliła twarz w ciało Islingra, a on wlepił wzrok w dach namiotu. Morsallor latał w okolicy ze swoją siostrą i rodzicami. Stęsknili się za sobą.
- Myślisz, że - zaczęła Lou szeptem - oni zrobili coś Nierennie? Albo Vince'owi? - spytała, trochę jak małe dziecko - Tylko proszę, szczerze.
- Szczerze? Myślę, że niestety tak. Jesteśmy bliźniętami. Zawsze wyczuwałem, kiedy Ni wyrządzano krzywdę.
- Czytałam o tych dziwnych więzach pomiędzy bliźniaczym rodzeństwem, jeszcze kiedy byłam w... tamtym "moim" świecie. Ale w Alagaessi... wszystko jest tak zwielokrotnione. Miłość, przyjaźń, nienawiść, ból... wszystko jest dwa razy silniejsze.
- Tak... z tym się zgodzę - Islingr uśmiechnął się patrząc na żonę- Wiesz - zaczął - Wciąż mam wyrzuty sumienia, że nie wyprawiliśmy wesela...
- Isiek, ty znowu o tym. Proszę cię, nie zaczynaj. Zrobimy je razem z Ni i Vincem...
- No ale... ty zawsze mi powtarzałaś, że chciałabyś królewski ślub i wesele - bronił się chłopak - A ja... no cóż... naszemu ślubowi było daleko do królewskiego.
- No bo nie był królewski tylko książęcy - zażartowała Lou.
- A... fakt. - zaśmiał się Islingr. Lou objęła jego twarz dłonią. Dopalająca się świeczka, postawiona na małym stoliku rzucała słabe światło na pomieszczenie, ale na tyle wystarczające, by Lou mogła spojrzeć swojemu mężowi w oczy.
- Islingr - zaczęła, ale język utknął jej w gardle. Nie wiedziała do końca co powiedzieć. Prawdą było, że czasem, przed zaręczeniem, powtarzała mu, że chciałaby wielkiego uroczystego ślubu.Wzięła oddech i dokończyła - skarbie, ja naprawdę tego wszystkiego nie potrzebuję: tych wszystkich sukien, biżuterii. Mam ciebie, Morsallora i moje skrzydła.
- I to ci wystarcza? - dokończył za nią.
- Absolutnie. To wszystko, czego potrzebuję.
Islingr uśmiechnął się i utonął w pocałunku, kiedy Lou przybliżyła się do jego warg.
- No... ale jakiś mały wisiorek czy pierścionek od czasu do czasu na prezent nie zaszkodzi - dodała z uśmiechem po chwili. Islingr zaśmiał się
- Co tylko zechcesz... - odparł i jeszcze raz ją pocałował.

***

        Nierenna zerwała się w nocy o mało nie uderzając się głową w sufit klatki. Kolejny koszmar.
        Obejrzała się w stronę Vincentina. Elf nie spał. Siedział tylko przy drzwiach klatki i obserwował. Podczołgała się do niego i  przytuliła się.
Vincentin spojrzał na nią. Nawet kiedy była tak poraniona, o bladej skórze i podkrążonych oczach, wydała mu się piękna w słabym świetle księżyca.
- Na co patrzysz? - spytała Nierenna, krzywiąc się z bólu przy każdym słowie. Rana na policzku nie chciała się zagoić i pod skórą zaczęła zbierać się ropa. Nierenna codziennie na nowo otwierała tę ranę małym sztyletem Vincentina i spuszczała zanieczyszczoną krew.
- Posłuchaj - powiedział tylko. Nierenna wytężyła słuch i usłyszała ciche chrapanie. Nie był to jednak oddech człowieka bo za niski, ani tym bardziej elfa, czy jakiegoś Strażnika.
- Smok? - spytała Vince'a
- Nie jeden... jest ich tu więcej. Smoki albo fanghury. Albo raczej smoki "i" fanghury
- Fanghury to pół biedy - skomentowała Nierenna - Są głupie i łatwo nimi manipulować. Gorzej, jeżeli to smoki...
- Eragon i Islingr ze swoją hołotą mogą sobie nie poradzić...
- Nazywasz moją rodzinę hołotą?
- Nie... nie, nie! - Vincentin zaczął się szybko tłumaczyć - Ja tylko...
- Weź już przestań się tłumaczyć. Vince... musisz zrozumieć, że ja często chwytam ludzi za słowa.
- Wiem o tym. - odparł z kwaśna miną. - No ale, wracając, do tematu, słucham tak już kilka nocy. Przesuwałem tez myśli do przodu, ostrożnie omijając strażników i odkryłem przynajmniej pięćdziesiąt fanghurów i jednego smoka. Nie mam pojęcia jakiej płci jest, ani co to za smok, ale wiem, że jakiś tu jest.
Nierenna spojrzała na swojego narzeczonego.
- Myślisz, że...
- Nie zdziwiłbym się, gdyby okazałoby się, że tym smokiem jest nasza "święta Etra".
- Etra? - zdziwiła się Nierenna - Przecież ona podała Kitrinie tę krew...
- Przecież Kitrina mogła zniewolić jej umysł - zauważył Vincentin.
- Ale... zniewolenie tylu umysłów i jeszcze kontrolowanie cienia. Przecież to wymaga ogromnej ilości energii, albo
- Albo prawdziwych imion - dokończył za nią.
Przez chwile milczeli.
- Skąd Kitrina wiedziałaby jak wydobyć z głębi jestestwa prawdziwe imię? Większość z nich na pewno go nie zna. Wątpię czy Kitrina sama zna swoje prawdziwe imię. Nawet ja, choć zastanawiam się nad nim, od kiedy dowiedziałam się, czym są prawdziwe imiona, nie potrafię swojego rozgryźć.
- Więc... - zaczął Vincentin. Nierenna spojrzała na niego i nagle ją olśniło.
- Kitrina stworzyła im wszystkim powierzchowna osobowość. Albo...
- To wszystko jest złudzeniem. - dodał Vincentin.
- Skoro tak, to bardzo udanym. - podsumowała Nierenna - Pierwszy raz widziałam, jak złudzenie zabija.
- Wystarczą odpowiednie zaklęcia, albo... miecze może były akurat prawdziwe.
- Tak - przytaknęła dziewczyna - Ale skoro to wszystko jest iluzją, to klatki...
- Są nałożone tylko na nasze umysły! - krzyknęli oboje. I w tym samym momencie oślepiło ich białe światło. Klatka rozpłynęła się.

***

       Wisieli przykuci do kamiennej tablicy.
- Nie, nie nie! - krzyczała stojąca przed nimi Kitrina - Ach... zdemaskowaliście mnie, moi kochani!
- "Kochani"? - spytała Nierenna.
- Cóż... zwykłam tak na was mówić - odparła jej sarkastycznie Kitrina. Włosy miała zaplecione w fantazyjny warkocz, ciągnący się przez pół głowy. Na sobie miała tunikę w kolorze brudnego różu i fioletowe spodnie. Za nią majaczyły dwa wielkie czarne smocze skrzydła.
        - Musiałam was uwięzić w mentalnej klatce. Szczególnie ciebie Nierenno... Ostatnim razem o mało mi nie uciekłaś - Kitrina uśmiechnęła się jak szaleniec - Moja słodka Nierenno - dodała po chwili, ujmując twarz Nierenny w obie dłonie i przedrzeźniając głos Vincentina - Och... jak wiele rzeczy można się dowiedzieć wnikając w umysł drugiej osoby - spojrzała na Vincentina i utkwiła w nim swoje czarne oczy.
- Ale z waszych umysłów wydobyć cokolwiek jest trudniej niż nawet ze Smoczego Strażnika... - powiedziała i umilkła.Chwilę potem odwróciła się i podeszła do długiego stołu, na którym leżały rożne rodzaje broni. Wzięła jeden z mieczy i zaczęła przecierać go kawałkiem płótna.
- Chyba tylko Alagasejskie pary potrafią tak kochać - zauważyła - Cóż... ale czy kochają też po śmierci? - spytała. Nierenna i Vincentin zrozumieli. Jeżeli w tym momencie nikt nie przybędzie im na ratunek, Kitrina ich zabije tym mieczem, który trzymała w ręku. Zabije ich mieczem Nierenny.

***

      Przepraszam! Musiałam tak zakończyć! Ale nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze :)

Na pocieszenie wstawiam dwa obrazki: Nierenny i Aryi. Niedługo wstawię też Lou, Islingra, Vince'a i Eragona :)

Arya (na kartce wygląda lepiej, poza tym ścięło mi górę... ale cóż... taki skaner :) )

Nierenna (i ta szrama na policzku :))

5 komentarzy:

  1. Wreszcie :) nie mogłam się doczekać nowej notki. Rysunki świetne :)
    Coś ostatnio pusto się zrobiło na bloggerze. Mało kto ostatnio wstawia jakieś notki na blogach ff Eragona...
    Ale wreszcie przerwałaś tą nudę ;) miłego weekendu :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    Cillianna

    OdpowiedzUsuń
  2. Na samym początku jest kilka literówek np. alfy zamiast elfy :)

    Rozdział bardzo mi się spodobał. Pomysł z tym mentalnym więzieniem chyba wykradłaś mi z umysłu :D Chyba muszę wymyślić coś innego.

    A Nirnenna podoba mi się bardziej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matulu..
    Po pierwsze: jesteś mistrzynią trzymania w napięciu:-) Mam nadzieję, że Kitrina nie zabije Nierenny i Vincentina, a rodzina zdąży ich w porę uratować. Wręcz jestem tego pewna, ale trochę się boję.

    Po drugie: czy mi się zdaje, czy Vince pokłóci się z Nierenną? Oby nie, bo wydaje mi się on całkiem sympatyczny. Chociaż ta "hołota" zabrzmiała jakby uważał się za lepszego...
    Póki co życzę weny i mam nadzieję, że następna notka rozwieje moje wątpliwości:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Vince'a - po prostu nie chciało mi się wypisywać wszystkich imion, a to "hołota" miało być takie... pieszczotliwe ;)

      Ale... jeżeli już tak napisałam, to (uwaga spoiler!) Nierenna i Vince będą się często kłócić. Już przecież raz się pokłócili przed porwaniem Ni. Taka "para wybuchowa" ;). Ale za każdym razem będą się godzić i wracać do siebie :)

      Vince ma trochę zawyżone ego (jak to elf ;)). A Nierenna nie będzie na to przymykać oka ;)

      No... mogę powiedzieć, że niedługo będzie się działo :).

      Usuń
    2. Spoko, rozumiem:-) A już myślałam że nastąpiło spięcie:-)fajna będzie z nich parka.

      Usuń