wtorek, 24 września 2013

Złota Loivissa cz. II

       - Vitie Błękitnooka - przed smoczycą stanął jeden z elfich posłańców - Mam wiadomości dla Lorda Vincentina...
Smoczyca leżała przed wejściem do namiotu. W środku Vince samotnie przeglądał dzieła i księgi, które ocalały z pożaru, zwanego przez wiele elfów Wielką Straszną Pożogą.
       Vitie pochyliła się nad elfem.
- Lord Vincentin życzył sobie, aby nikogo nie wpuszczać...
- Owszem wiem - odparł lodowatym tonem - Jednakże mam mu przekazać list od Rady. Osobiście...
       Smoczyca prychnęła, ale przesunęła się, odsłaniając wejście do namiotu. Elf skłonił się lekko przed nią i zniknął za materiałowym wejściem.
       Vincentin siedział sztywno po środku, odwrócony plecami do wejścia. W dłoniach ściskał jakiś przedmiot.
- Ekhem... Lordzie Vincentine? - zaczął nieśmiało elf.
- Tak?
- Mam... Mam ci przekazać list od Rady - powiedział kładąc papier na podłodze przed elfim lordem i kierując się w stronę wyjścia. W ostatniej chwili przed wyjściem odwrócił się jeszcze na chwile w stronę Vincentina.
- Lordzie Vincentinie, chciałbym powiedzieć jeszcze, że... bardzo nam przykro z powodu królowej...
- Czy złożyłeś również kondolencje Smoczycy Królowej? - spytał nagle lord.
- Ja... - zawahał się na chwile elf - Nie...
- Więc pierw powinieneś złożyć kondolencje jej, a nie mnie... - odpowiedział chłodno.
       Elf szybko wyszedł. Vincentin sięgnął po list. Z każdym słowem przerażał się coraz bardziej. Rada najwyraźniej uznała, iż Nierennie nie mozna już pomóc i proponowali Vincentinowi koronę. Założyli najgorszy scenariusz. Poza tym, powinni zaproponować to Islingrowi, a nie jemu...

***

       - And can you feel the love tonight... - podśpiewywała sobie Lou, idąc za Aryą i Eragonem w stronę  ogrodów. Obok maszerował Islingr, a za całą czwórką dreptali  Laya, Ludwik i Leon...
- Lou? - spytał ją Islingr z dziwną miną - Co ty śpiewasz?
- It's enough to make kings and vagabonds... a wiesz co... Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się piosenka z jednego z filmów z dzieciństwa...
- Czekaj, czekaj... Filmy to były te przesuwane obrazki, które oglądaliśmy jak byliśmy...
- Tak. - odparła krótko śpiewając dalej.
- Piękna pieśń - ocenił Ludwik trzymając się za rękę siostry. Lou uśmiechnęła się odwracając się w stronę chłopca, jednakże nie odpowiedziała żadnym słowem.
        Dotarli przed wielkie drzwi. Eragon uchylił się na niewielka szerokość, wystarczająca na tyle by przejść pojedynczo. Prześlizgnęli się do środka.
        W litej skale, głęboko pod ziemią utworzono swego rodzaju szklarnię. Przez rozsiane po całym sklepieniu niewielkie otwory sączyło się światło słoneczne odbijające się od białego wnętrza pomieszczenia. Za dnia było tam tak jasno, że niepotrzebne były żadne lampy.
        Szli pomiędzy przedziwnymi roślinami - pięknymi kwiatami, zielonymi drzewkami ozdobnymi i niewielkimi roślinami pnącymi się po kolumnach sali. Wszystko to przypominało Lou dżunglę w jednym z lasów równikowych.
        Doszli do końca korytarza. Tam, na podwyższeniu stały drewniane podłużne donice, w których zasadzono kwiaty... złote kwiaty. Lou nigdy podobnych nie widziała! Z resztą, ze świata, z którego pochodziła, nikt takich nie widział! Rośliny, mimo iż płatki były złote, łodyżki z jakiegoś srebrnego metalu, a w środku migotały diamenty i rubiny, żyły... Po prostu były żywe!
        Lou ujęła w dłonie jeden z kielichów i powąchała kwiat. Wcale nie pachniał metalem. Rozlewał wokół siebie tak słodką, upajającą woń, że Smocza Strażniczka nie mogła się od niego oderwać.
        Strażniczka rozejrzała się po ogrodzie.
- Mam do was prośbę - zaczęła, wyjmując kwiat z donicy - Aryo, proszę, czy mogłabyś znaleźć mi jakiś kij... Najlepiej jak najdłuższy, Eragonie - zwróciła się w stronę jeźdźca - potrzebuję kilka pierścieni, takich, które w razie potrzeby będę mogła przekuć. Wy - powiedziała do Layi, Ludwika i Leona - pomożecie mi w stworzeniu tego, nad czym myślę... A ty Islingru... - rzekła w myślach z uśmiechem do męża - Bądź ze mną, będę potrzebowała mnóstwo energii...
- Zawsze i wszędzie - odparł jej również z uśmiechem.

***

Notka krótka, ale chciałam coś wstawić... mam nadzieję, że się spodoba :)

4 komentarze:

  1. Jasne, tyle się dzieje, a ja zwracam uwagę na to, że Lou śpiewa piosenkę z "Króla Lwa"... MIIIIIIIIIIIŁOŚĆ ROOOOOOOOOOOŚNIE WOOOOOKÓŁ NAAAAAAS...
    Chociaż trochę dziwne, że śpiewa właśnie taką piosenkę, kiedy tak źle się dzieje :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co.... bo oglądałam właśnie "Króla Lwa" i mi się udzieliło... xD A jak mi się udziela, to moim bohaterom niestety też... ;)

      Usuń
  2. Szkoda, że notka krótka. Mnie też ten obraz hasającej sobie po krzakach i śpiewającej Smoczej Strażniczki trochę zdziwił O.O
    Ale za to sam początek cudny :) bardzo mi się podoba opis zachowania smoczycy ;) mam nadzieję, że Lou coś ukleci z tego złotego zielska i to już niedługo, bo ciekawam, cóż to będzie... Różdżka? Miecz? Katana? ( za dużo Bleacha, Cillianno, za dużo... )
    Pozdrawiam i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to ona nie chodziła po krzakach tylko między krzakami... ale to już mały szczegół... ;)

      Mówiłam, że udzieliło mi się Królem Lwem i mam zbyt dobry humor, żeby pisać o tragedii... Ale pomału to się zmienia. Pogoda mi pomaga wejść we właściwy nastrój... :)

      Również pozdrawiam :)

      Usuń