niedziela, 29 września 2013

W zamknięciu cz.II

      Nierenna zwijała się w konwulsjach i krzywiła z bólu. Ale nie może jej powiedzieć. Nic jej nie powie. Rzuciła na siebie zaklęcie i dobrze broni swojego umysłu. Kitrinie tak łatwo nie będzie jej złamać.
       Czarna Strażniczka, widząc, że tortury nie przynoszą efektu, na chwilę przestała. Wiedziała, że nie wtargnie do jej umysłu - Nierenna zbyt dobrze się strzegła. Jedyna dobrą stroną było to, że Nierennna nie mogła zaatakować Kitriny. Nie, póki była przykuta do kamiennej tablicy, zaklętej tak, by powstrzymywała postrzeganie. Odsunęła się od Kitriny i podeszła do lustra. Wpadła na pewien pomysł.
- Hmm... Nierenno. Co powiesz na małą pogawędkę z twoim ojcem?
       Nie czekając na odpowiedź, połączyła się z lustrem w gabinecie Eragona. Mistrz siedział przy biurku i coś pisał. W kącie drzemała Saphira. Kitrina chrząknęła i wtedy Eragon odwrócił się. Saphira natomiast podniosła powiekę.
- Tato... - szepnęła Nierenna.
- Nierenna! - krzyknął Eragon na widok córki. Skierował wzrok na Kitrinę - Ty... Jak mogłaś! Byłaś jedną z moich najlepszych uczennic!
- Eragonie spokojnie. - szepnęła Saphira. Smoczy Jeździec zamknął oczy i po chwili je otworzył pytając zimnym głosem.
- Czego chcesz?
Kitrina uśmiechnęła się.
- Jakie to dla Mistrza typowe. Mówić prosto, zwięźle i na temat... Pewnie dlatego, że Mistrz urodził się na wsi, jako nic nieznaczący chłopek...
Eragon puścił mimochodem tę obrazę.
- Czego chcesz? - zapytał jeszcze raz.
- A jak Mistrz myśli?
      W tym momencie, jakby znikąd pojawił się cień, długi i smukły. Po chwili cień uformował się w zakapturzona postać, która odsłoniła twarz...
- G-GALBATORIX?! - Eragon  mało się nie przewrócił.
Król nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w niego martwym wzrokiem.
- We własnej sobie, Wskrzeszony a Martwy: Czarny Król pod opieką Czarnych Strażników. Niestety... porozumiewa się tylko za pomocą umysłu. Przez ciebie Eragonie... - powiedziała Kitrina.
- Jesteś chora! Psychicznie chora! Nie masz zielonego pojęcia, co może zrobić duch, który wyrwie się spod kontroli... - krzyczał jeździec. Kitrina zaśmiała się na jego słowa. Potem spojrzała na króla, który nieznacznie kiwnął głową i skierował się w stronę kamiennej tablicy. W stronę Nierenny...
- Nierenna! Córeczko! Za wszelką cenę! NIE PODAWAJ MU SWOJEGO PRAWDZIWEGO IMIENIA!
- Nie podam tato - odparła - Nie mogę podać. Rzuciłam na siebie zaklęcie...
- Co... jak? - zdziwiła się Kitrina - Przecież... tablica ma blokować wszelką magię pochodzącą od tego, który jest do niej przykuty.
- Jak widać, nie blokuje - Nierenna spojrzała na ojca i uśmiechnęła się kończąc połączenie.
- Co... Nierenna! - krzyknął jeszcze Eragon, jednak obraz mrocznej komnaty już się rozpłynął.

***

      - Jierda - szepnęła Nierenna. Łańcuchy, które trzymały ją przy tablicy, pękły. Kitrina cofnęła się i dobyła swojego miecza. Nierenna ledwie zdążyła schwytać swoją broń, która leżała na stole. W ostatniej chwili obroniła się przed ciosem Czarnej Strażniczki. Cień Króla rozpłynął się w powietrzu.
- Galbatorix... Och! Jak zwykle ratujesz własną skórę - westchnęła Kitrina, patrząc jak Nierenna rzuca się w stronę drzwi.
       Wypadły obie na korytarz. Miecze znów szczęknęły o siebie.

***

       - Atakować! - rozkazał Vincentin. Odnaleźli kryjówkę Czarnych Strażników. Zamierzali odbić Nierennę.
         Vitie bardzo chciała leciec razem z nimi, ale Vince kazał jej zostać w obozie. W razie potrzeby potrzebny jest ktoś, kto wezwie Eragona i Islingra.
Część żołnierzy z Vincentinem na czele wpadli do jaskini. Czterech Strażników siedzących przy małym stoliku i grających w karty, nawet nie zauważyło kiedy odcięto im głowy.
        Biegli dalej wciąż naprzód. Co jakiś czas tunel, oświetlony nienaturalnym, białym, magicznym światłem skręcał to w prawo to w lewo. W końcu dotarli jednak do końca.
        Widok na chwilę oszołomił Vincentina. Na środku wielkiej okrągłej sali stała Nierenna z mieczem w ręce, a na przeciwko niej - Kitrina. Co chwilę uderzały o siebie. Nierenna miała rozcięty policzek, Kitrinie krwawiło przedramię.
         Czarni Strażnicy zauważyli przybyszów i ruszyli się w ich stronę. Vincentin ledwie zdążył dobyć miecza.
- Do ataku! - krzyknął. Za nim powtórzyła reszta jego oddziału.
         Elfy i strażnicy zaatakowali z krzykiem. Rzucili się na siebie jak dwa rozjuszone smoki. Strażnicy mieli tę przewagę, że dzięki skrzydło mogli unosić się nad ziemię, ale elfy nieźle sobie radziły. Gdyby jeszcze mieli jakiegoś smoka...

***

          Vincentin otworzył oczy. Przecierając je ręką rozejrzał się wokoło. Był zamknięty w jakiejś klatce. Nie miał przy sobie swojego miecza, ale pod koszula wciąż wyczuwał chłodny metal. Przeoczyli sztylet, wokół którego owinął medalion Aryi - wziął go na wszelki wypadek - wcześniej przelał do niego trochę energii.... Podczołgał się do drzwiczek. Chwycił metalowy garnek, który musiał podstawić strażnik, kiedy Vincentin był nieprzytomny, i napił się z niego wody. Usłyszał chlipnięcie i odwrócił się gwałtownie.
           W kącie kuliła się czarna postać. Włosy - kruczoczarne loki - zakrywała całą twarz. Chyba płakała.
Podszedł do niej. Postać spojrzała ku niemu.
- N-Nierenna? - szepnął - Och... skarbie - objął ją gwałtownie. Rozpłakała się na dobre.
- Już za późno Vince - wciąż powtarzała - Nie wydostaniemy się stąd. Wszystko przepadło. Zniszczą szkołę i .. Galbatorix - teraz służy jako cień Czarnym Strażnikom! - krzyknęła i skuliła się z bólu - Nie damy rady...
- Ależ Nierenno... nawet tak nie mów - szepnął chłopak - Twój ojciec na pewno wyruszy tu, żeby zrobić z nimi porządek. No i Vitie... Została z elfami.
Nierenna spojrzała Vincentinowi w oczy.
- Nierenno... jeszcze nie wszystko stracone - powiedział, pokazując jej nóż i zakładając na szyję medalion.
Spojrzała mu jeszcze raz w oczy.
- Ja... przepraszam - szepnęła.
- Nie masz za co przepraszać. To ja raczej powinienem... - zaczął ale głos ugrzązł mu w gardle a łzy pociekły mu z oczu, kiedy dostrzegł rany swojej ukochanej. Rozcięty policzek to nic. Nierenna miała bliznę na szyi - tak jakby ktoś chciał jej podciąć gardło. Dekolt i ramiona miała oparzone, tak jakby ktoś posypywał ja gorącym popiołem. Na nogi i ręce nawet nie chciał patrzeć. Poza tym... z jej ubrania praktycznie nic nie zostało - jedynie cienka poszarpana koszulka i spodnie do kolan. Końcówki włosów miała spalone. Do tego jeszcze podkrążone oczy i kaszel. Vincentin zdjął własną tunikę i nakrył Nierennę, która znów kaszlnęła.
- Rozchorujesz się tu. - Powiedział przytulając ją jeszcze mocniej, żeby ja rozgrzać.
- Nie rozchoruję się - szepnęła - Mam mocny organizm - uśmiechnęła się i znów zakaszlała.

7 komentarzy:

  1. Jeszcze bardziej lubię Vincentina ;)

    Widzę, ze wena Cię rozsadza. Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co... tak piszę o nich bo znalazłam pewien obrazek. Umieszczę go niedługo. Właściwie to on mnie tak inspiruje... :)

      I ma pomysł z narysowaniem Vinccentina, bo zauważyłam, że ostatnio lepiej wychodzą mi faceci, niż kobitki ^^. Więc... może pojawi się tu jego obrazek? ;)

      Usuń
  2. Świetna notka i w ogóle pomysł z Galbatorixem ;) coś nie mam weny na komentowanie. Czekam na nową notkę i na ten obiecany wyżej rysunek ;D
    Pozdrawiam :)
    Cillianna

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem tyle: łał. Kolejna notka, od której nie mogłam się oderwać. Twoja opowieść jest wspaniała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedawno zaczęłam czytać Twój blog i niesamowicie mi się spodobał (przeczytałam wszystkie rozdziały w kilka godzin). Fajnie, że nie skupisz się cały czas tylko na jednej postaci, akcja toczy się w wielu miejscach, dobrze, że czasem pojawiają się także inni książkowi bohaterowie np. Nasuada, Murtagh, Angela czy Roran.
    Naprawdę nie wiem skąd bierzesz takie niesamowite pomysły!
    Życzę dalszej weny i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się spodobało :)

      Z tymi pomysłami... po prostu rodzą się w mojej głowie. Pojawiają się i dopóki ich nie napiszę, nie znikają :)

      Następny rozdział powinien pojawić się niebawem :)

      Usuń