Dla zmarłego króla urządzono wielki uroczysty pogrzeb. Wiele kwiatów, wiele łez, wielu elfów...
Arya, Eragon, Nierenna, Saphira, Firnen i Vitie stali najbliżej grobu ze wszystkich elfów. Dalej stała Rada, a za nimi, nieco z tyłu, płakali przytuleni do siebie Islingr i Lou. Morsallor otoczył ich skrzydłami. Łzy smoka, przypominały Louisie szklane kulki mające wielkość piłeczek do ping-ponga.
Datherda złożono obok drzewa, pod którym pochowano Islianzadi - matkę Aryi. Kiedy zasypano go ziemią, posadzono na nim śliwę - w elfiej kulturze, śliwa była symbolem króla, a jabłoń - którą posadzono na grobie Islanzadi - królowej.
Kilka godzin po pogrzebie odbyło się spotkanie z Radą. Arya, Nierenna i Islingr zajęli miejsca obok pustego tronu, na którym leżał królewski diadem i berło. Eragon z Louisą stanęli pod ścianą i tylko przysłuchiwali się rozmowie. Choć Eragon był mężem Aryi, elfy nie praktykowały małżeństwa, i przez to nie mógł brać czynnego udziału w rozmowie. Poza tym, nie chciał się mieszać w sprawy państwowe elfów. Louisę nie chciano nawet wpuścić na salę, ale Arya, ku zadowoleniu Islingra, wydała rozkaz, że Lou ma prawo, a nawet obowiązek, uczestniczyć we wszystkich radach.
- A więc- pierwsza odezwała się Arya - Witam wszystkich zgromadzonych w Sali Obrad. Dziś zaczniemy dwutygodniowe narady co do wyboru nowego króla. Dziś także odbędzie się pierwsze głosowanie w sprawie wyboru. A więc... kto zgłasza chęć zasiadać na Węźlastym Tronie?
Islingr postapił, jak nakazała mu matka - uniósł rękę, na znak, że chce ubiegać się o panowanie nad elfami. Arya kiwnęła głową. Elfy zaczęły szeptać miedzy sobą. Wtem, na drugim końcu sali, rękę podniósł młody elf. Zaskoczyło to Aryę. Miała nadzieję, ze nikt oprócz Islingra, nie będzie chciał zostać królem. To bardzo pogarszało sprawę.
- Ach... dobrze... a więc... elfie, wstań! - rzekła księżniczka. Mężczyzna wstał - Przedstaw się i powiedz, dla czego chcesz ubiegać się o tron
- Nazywam się Farethyn - przemówił wdzięcznym głosem - ubiegam się o tron, ponieważ wiem, że byłbym dobrym królem, oraz dlatego, iż jestem bratankiem Datherda, Aryo Drottingu.
To stwierdzenie niezwykle wszystkich zaskoczyło. Przecież Datherd był zupełnie sam. Nie miał żadnej rodziny. A tu nagle bratanek...
- Dobrze - odezwała się po chwili elfka - Teraz ty - wskazała na syna - Przedstaw się i powiedz, dla czego chciałbyś zostać królem.
Islingr wstał. Spojrzał na Louisę, szukając w jej błękitnych oczach otuchy. Nabrał powietrza i przemówił.
- Nazywam się Islingr. Jestem synem Eragona Cieniobójcy i Aryi Drottingu. Ubiegam się o tron, ponieważ wiem, że byłbym dobrym królem, oraz dlatego, iż pochodzę z dynastii królewskiej, która zasiadała na tronie przez wiele lat. Ubiegam się o tron także dla dobra ludu elfów, oraz dlatego, że były król, niedawno pochowany Datherd, przed swoją śmiercią, na polu bitwy, wyznaczył mnie, jako swojego następcę i, o ile mi wiadomo, zapisał tak także w swoim testamencie...
Louisa była pod wrażeniem jego wypowiedzi. Długa, konkretna, nie to, co ten Farethyn. Islingr miał na prawdę ogromne szanse by zostać królem. Z resztą, była też pewna umowa zawarta pomiędzy Arya i Datherdem, na mocy której, przyszłym władcą miało zostać dziecko elfki.
Islingr usiadł. Matka wpatrywała się w swojego syna przez chwilę, zanim uprzytomniła sobie, że teraz powinna przemówić ona...
- D-dobrze... a więc... Droga Rado... ogłaszam godzinną przerwę, w czasie której będziecie mogli się naradzić przed głosowaniem - powiedziała elfka.
Wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc i wyszli do ogrodów. W sali zostali jedynie Lou i Islingr.
- Na prawdę, uważam, że powinieneś to wygrać... Masz ogromne szanse... - mówiła dziewczyna chwytając elfa za ręce.
- Nie byłbym taki pewien... - odezwał się głos. Ktoś stał w drzwiach. Islingr odruchowo chwycił za rękojeść miecza. To był Farethyn.
- Spokojnie... - szepnęła Lou.
- Och... jaka słodka parka - rzekł z sarkazmem w głosie Farethyn.
- Czego chcesz? - spytał Islingr.
- Hmm... - Farethyn zbliżył się do Louisy - Chciałbym zaprosić ją na kolację... Piękne skrzydła... Stażniczko...
- Dziękuję... - zaróżowiła się dziewczyna - Ale muszę ci odmówić... już umówiłam się z Islingrem...
- Nalegam! - Farethyn chwycił ją za rękę. Islingr spurpurowiał.
- Zostaw ją...
- Niby dla czego? - zapytał Faretyn - Przecież chyba nie jest...
- Jestem jego narzeczoną - wypaliła Lou.
Farethyn wybuchł śmiechem.
- Ha! Udowodnij. Nie masz klejnotu zaręcz..
Louisa rzuciła się Islingrowi na szyję i pocałowała go. Chłopak, zaskoczony, ledwie utrzymał się na nogach.
Dziewczyna oderwała się od elfa i chłodnym tonem, zapytała.
- Tyle wystarczy? Przepraszam Farethyn, ale jestem już zajęta... - uśmiechnęła się do niego, chwytając znowu Islingra za rękę i wyszli z sali.
- Pożałujecie tego! - usłyszała jeszcze wychodząc na oświetlony milionami magicznych światełek korytarz.
Ciekawie, ciekawie... Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuń