- Mistrzu... - do domku Eragona i Aryi wszedł posłaniec. Powitał ich tradycyjnie po elficku i pozdrowił.
- Mam dwie wieści... jedna jest zła, a druga... zależy od interpretacji...
- Tak? - zaciekawił się jeździec.
- No więc... ten elfi szpieg, który widział tego potwora u Broddńczyków właśnie zmarł... - zaczerpnął tchu - A druga jest taka, że dostaliśmy informację od Blodhgrama, że pańskie dzieci powróciły...
- Co!? - krzyknęła Arya - Niemożliwe! Prosiliśmy Angelę, żeby ich trzymała tam za wszelką cenę! - osunęła się w fotelu chwytając się za głowę - Och... pewnie uznała, że są dorośli i nie ma na nich wpływu...
- Albo skończył jej się proszek z purchawków czarnych.... w świecie Lou one nie rosną... - zauważył Eragon.
- Może... - przytaknęła Arya.
- Jest jeszcze jedna sprawa... - przerwał nieśmiało posłaniec - Pańskie dzieci wczoraj wyruszyły drogę i kierują się do Ellesmery...
- No nie! Nie! Trzeba je natychmiast zawrócić... Trzeba natychmiast wysłać kogoś by bezpiecznie odeskortował ich z powrotem do szkoły...
- Aryo? Teraz? Wojska Broddnu uderza za kilka dni... Potrzebujemy każdego, jeżeli mamy przetrwać starcie z ta bestią... Jeżeli rozbiła i zamordowała dwie delegacje złożone z piętnastu elfów a z nich powrócił tylko jeden i to rozczłonkowany... Poza tym, nie uważasz, ze bezpieczniej dla nich będzie jednak jak będziemy mieli na nich oko...
- Może... może... Eragonie, ja już sama nie wiem... - schowała twarz w dłoniach...
Posłaniec, zauważając, że niestosowne byłoby zostać dłużej, po cichu wyszedł z ich domku.
Eragon natomiast podszedł do Aryi i przykucnął, opierając się o jej kolana. Ujął ja za ręce.
- Wszystko będzie dobrze... Na pewno... Czuję to - uśmiechnął się do niej.
- Zazwyczaj to kobiety maja tę intuicję - odparła mu, próbując również się uśmiechnąć.
***
Pod nimi przepływało morze sosen. Słonce już zachodziło, kiedy na horyzoncie zamajaczyła jaśniejsza plama drzew co oznaczało, ze zbliżają się już do elfiej stolicy. Lecieli już trzy dni. Byli wyczerpani - szczególnie smoki, jednak widok ten dodał i nowych sił.
Lou mocnej objęła w pasie Islingra, opierając głowę o jego kark. Chłopak uśmiechnął się, czując jej oddech na szyi. Odwrócił się lekko, by móc spojrzeć w jej oczy - duże, błękitne jak niebo letnim porankiem.
- Mam szczęście - wyszeptała.
- Masz - odparł jej z uśmiechem - i ja też mam...
Pocałował ją.
- Ej! - krzyknęła do nich myślą Nierenna - To nie czas na romanse! Ludzie, wojna, zagrożone Du Wendelvarden, nasi rodzice!
- Skoro nie teraz, to kiedy? - odparła jej ze śmiechem Lou.
- Och... ja was w ogóle nie rozumiem... - elfka urwała kontakt myślowy.
Biedna Nirnenna :D Masz zamiar żeby ich kiedyś zrozumiała?
OdpowiedzUsuńJuż niedługo... :0... Tylko dotrą do Ellesmery... D::D:D
Usuń