Strzała śmignęła tuż obok głowy Eragona. Jednak strzelec zbyt wolno schował się za drzewem. Eragon w mig dostrzegł mężczyznę. Kilkoma susami dogonił go i przebił mieczem.. Obrócił się szukając wzrokiem Aryi. Siłowała się z innym żołnierzem. Przewróciła go na ziemie i wbiła w gardło sztylet.
Nad ich głowami przeleciały smoki. Wojownicy z prawego skrzydła wroga zajęli się ogniem. Następnie każdy smok porwał jednego człowieka w górę. Bestie wzleciały wysoko i, rozluźniając uchwyt, zrzuciły umierających żołnierzy z powrotem. Słychać było łamanie kości i krzyki dowódców Broddńczyków, którzy przeczuwali koniec bitwy. Wróg nie miał szans w starciu ze smokami, choć z elfami radzili sobie całkiem nieźle...
W powietrzu już od kilku godzin rozchodził się zapach krwi. Pomiędzy drzewami jeździli elfi posłańcy, a grzywy białych koni lśniły na tle ciemnej kory drzew.
- Niemiło walczy się, kiedy widoczność zasłaniają ci drzewa - Eragon posłał myśl do Aryi.
- Nieprzyjemnie - potwierdziła ze śmiechem - Tak dawno nie walczyłam na polu bitwy...
Eragon wyczuł, że elfka zbliża się do niego od południa. Kiedy chwyciła go za ramię, pomiędzy sosnami coś błysnęło czerwienia. Rozeszła się nieprzyjemna woń zgniłych jaj.
Nagle, tuż przed nimi upadła sosna... i kolejna... i jeszcze jedna.... drzewa zaczęły się przewracać miażdżąc uciekające elfy. To co przewracało ponad dwustuletnie drzewa musiało być na prawdę ogromne...
- Phi! Też mi coś! Ja też tak umiem! - skomentowała to Saphira, która, razem z Firnenem, przed chwilą wylądowała na niewielkiej łączce nieopodal.
Para jeźdźców szybko skoczyła w stronę smoków, umykając przed kolejnym padającym drzewem. Wspięli się na siodła.
- W górę Saphiro! - krzyknął Eragon do swojej partnerki.
- Mmm... - zamruczała smoczyca.
Kiedy wzlecieli na odpowiednia wysokość Eragon dojrzał potwora, który przewracał drzewa. Było to coś jak Lethrblakka, jednak potwór był dużo większy, miał dwie pary skrzydeł. Z dzioba wyciekała mu jakaś płynna substancja, która, jak żywa, oplatała się wokół drzew i przepalała je.
- To okrutne tak zabijać Du Wendelvarden - Arya posłała myśl do Eragona.
***
- Mój Boże, szybciej Isiek! Już widzę bestię - krzyczała Louisa biegnąc w wysokiej trawie i lawirując pomiędzy padającymi drzewami.
- Masz niezłą kondycję - odparł jej elf, biegnąc obok - ale zrozum.... ta zbroja trochę waży....
- Moja też... a jestem od ciebie szybsza - odparła mu ze śmiechem.
- Tylko, że ty masz skrzydła i praktycznie lecisz nad ziemią, kiedy ja... - zaczerpnął tchu - kiedy ja muszę polegać na sile moich nóg....
- Oj... biedactwo... daj, Louiska pocałuje... - dziewczyna po cichu zaśmiewała się z niego.
- Bardzo śmieszne wiesz!
- Dobra, dajcie spokój! - krzyknęła do nich z góry Nierenna, która ukryła siebie, Vitie i Morsallora zaklęciem ukrywającym - Widzicie ją już? Lou... pamiętaj, trzeba ją dziabnąć w brzuch, tam gdzie nie ma pancerza!
- Dobra, okey... pamiętam! Mam zrobić tak jak według planu: podbiec i wbić się zatrutymi kolcami na moich skrzydłach w jej brzuch, podczas gdy Isiu będzie jej wybijał oczy...
- No... tobie to się zawsze trafia to co lepsze...
- Cii... - Lou przyłożyła mu palce do ust - Już ani słowa. Jest tuż przed nami... - zaczęła - Kocham cię, wiesz... - dziewczyna spojrzała w oczy swojego chłopaka.
- Wiem... ja ciebie też...
Pocałowali się i wybiegli tuż przed oczy bestii. Nawet ich nie zauważyła, zajmując się odpędzaniem "natrętnych" smoków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz