środa, 14 listopada 2012

Z powrotem w Ellsmerze

      Odjechali. Tak, odlecieli z Ilirei. Zabierając ze sobą Lou, odeszli ponownie w piękny poranek. Żegnając się z Nasuadą i Murtagiem, Eragon o mało się nie popłakał. Aryi jednak puściły nerwy i w końcu po jej policzkach spływały łzy.
      Udali się do Ellesmery. Gdy tylko przekroczyli magiczną barierę w lesie, Arya poczuła dreszcz. Po prawie dwudziestu latach wracała do swojej ojczyzny. Do Ellesmery. To było takie niezwykłe. Z tego co wiedziała, Datherd bardzo dobrze radził sobie z zarządzaniem państwem. Był wzorowym królem i wypełniał swoje obowiązki z przyjemnością.
     Po dniu lotu w morzu drzew, na horyzoncie ukazało się miasto. Arya posłała myśl do Gilderiona Mądrego, strażnika Ellesmery, pytając, czy ich przeuści. Starzec zgodził się na to, jednak w jego głosie można było wyczuć niechęć do podróżników.
    Elfie dzieci, których na prawdę przybyło od czasu kiedy Arya wyjechała, spoglądały w górę podziwiając dwa przelatujące smoki, których łuski migotały na słońcu. Król ze świtą już czekał na nich na dziedzińcu pałacu.
- Arya Drottingu, Eragon Elda - dotknął ust dwoma palcami, a potem przekręcił rękę nad piersią - Atra esterni ono thelduin.
- Atra du evarinia ono varda - odparli razem.
- Aryo, Eragonie! - ktoś krzyknął za ich plecami. To była Rhunon. Podeszła do nich.
- Rhunon! Jak dobrze cie widzieć!
Elfki przywitały się, potem Rhunon podeszła do Eragona i wymieniła serdeczności, następnie do smoków i wypowiedziała tradycyjne "Atra". Młodzież wciąż stała i podziwiała dziedziniec. Dzieci jeszcze nigdy tu nie były, natomiast Louisa była tak oszołomiona, że o mało nie zemdlała. Z wrażenia chwyciła Islingra za rękę. Młodzieniec czując jej dotyk, zaczerwienił się. 
      - Zapewne po tak długiej podróż, chcecie trochę odpocząć. Proszę Arianno zaprowadź ich do komnat im przeznaczonych.
Stara służka Aryi z chęcią to uczyniła.

***

     Eragon z Aryą przechadzali się wśród ogrodów dworu Tialdari. Ich przyjazd wzbudził sporą sensację wśród mieszkańców Ellsmery. Gadali, ze to jest ta Arya, która opuściła swój lud dla własnego szczęścia, ze nie potrafiła się poświęcić, nie sprostała swoim obowiązkom. A jednak plotki te nie obchodziły Aryę. Czuła się spełnioną matką wspaniałych dzieci i żoną przystojnego, mimo swoich pięćdziesięciu paru lat, ale nie starzejącego się na razie, jednego z największych jeźdźców w Alagaessi pół-człowieka pół-elfa.
- Dziwnie nam się to życie ułożyło - westchnęła wąchając różę.
- Dla czego? - zapytał Eragon obejmując ją  pasie.
- No bo: dwójka osób, tak ważnych dla Alagaessi, dla wszystkich narodów, żyje na uboczu, w ogóle nie wtrącając sie w żadne sprawy, choć oczywiście jest ciągle o wszytkim informowana! Ale jednak jesteśmy szczęśliwi! A przynajmniej ja... - zawiesiła głos.
- Jesteś?
- Tak - objęła go za szyję.
- Nawet nie wiesz, jaka radość mi sprawiłaś tym wyznaniem - przyznał się Eragon.
- Na prawdę? - kokietowała Arya.
- Na prawdę - potwierdził Eragon i pocałował ją. Stali tak jeszcze przez chwilę w objęciach, aż nie zadzwonił dzwonek i nie ogłosił pory uczty, wyprawionej na cześć gości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz