- Dziś wracamy do domu - mówiła Nierenna do Lou - będę tęsknić, za tobą Lou.
- Niekoniecznie... chyba polecę z wami!
- Co? Nasuada pozwoliła ci lecieć? Na prawdę? To wspaniale! - krzyczała podekscytowana Nierenna - Ale, co na to mój tata i mama? Oni też się zgodzili?
- Tak. Rozmawiałam z Aryą i nie ma nic przeciwko, bym z wami poleciała. Chyba nie będę sprawiać problemu.
Do dziewczynek podleciała Saphira.
- Jasne, że nie! - włączyła się do rozmowy - Jestem już na tyle duża, że bez problemu udźwignę trójkę ludzi. Z resztą... ty i Orchidea jesteście jeszcze pisklakami.
- Saphiro - zgorszyła się Nierenna - mówiłam ci już, żebyś do mnie tak nie mówiła. Mam na imię Nierenna a nie Orchidea.
- Ale przecież to to samo.
- Och - dziewczyna pogłaskała smoczyce po nosie, od czego Saphira zaczęła przyjemnie mruczeć.
Lou ciągle obawiała się smoków. Bała się ich jak nieznajomego psa, który nie wiadomo czy jest wściekły i może cię w każdej chwili ugryźć. Dla tego zawsze zachowywała od nich dystans. Nawet elfy ją tak nie przerażały. Z resztą one były podobne do ludzi i Louisa zdążyła już do nich przywyknąć. Ale smoki...
Raz widziała jak Firnen zjadał świeżo upolowaną sarnę. Nie, on jej nie zjadał! On ją pożerał! Jej krew tryskała na kamienie, ale i tak większość spływała w głąb gardzieli smoczyska. Wyobraziła sobie siebie na miejscu tego zwierzęcia i zrobiło jej się niedobrze.
Tą samą dróżką, którą w ogrodach spacerowały dziewczęta z Saphirą, z naprzeciwka szedł Islingr. Dostrzegł je i szybko skręcił w jakąś boczną uliczkę. Nie wstydził się ich, ani nie bał, ale od kiedy spotkał Lou na jej widok, zawsze tracił oddech, drżały mu ręce i słaniał się potem na nogach. A kiedy już dochodził do siebie cały dzień i noc marzył tylko o "pięknej Louisie" (tak ją nazwał, żeby odróżnić ja od innych kobiet). Wściekał się, gdy dziewczęta mówiły o niej, ja o kimś gorszym i dziwny, albo gdy chłopcy adorowali ją. Wiedział też, że Louisa go bardzo lubi, co wyjawiła mu Nierenna i to napawało go szczęściem.
Dla niego Louisa była na prawdę piękna. Była boginią. Całkowicie zawładnęła jego sercem. Jej blond pukle lekko spływały po białych ramionach, delikatne lice, różowiały za każdym razem, gdy rozmawiała z nim. Każdy rok stawiała rozważnie, z pewnością siebie, ale miała tez w sobie pewną grację i delikatność. Islingr porównywał ją do nieziemskiego stworzenia, czegoś tak pięknego, co nie może istnieć na ziemi i trzeba to chronić za wszelką cenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz