Miesiące mijały, a brzuch Aryi rósł. Stopy miała opuchnięte, bolał ją kręgosłup. W zimie musiała nosić luźne szaty, przez co nabawiła się przeziębienia. Bała się, że to może zaszkodzić niemowlętom. Na szczęście, codziennie piła napar z ususzonego rumianku lub mięty, która była hodowana w szkolnym atrium. Zmniejszyło to jej katar i kaszel.
Arya musiała rzucić specjalne zaklęcie zatrzymywania ciepła w pokoju, bo z każdym dniem w komnacie, rankiem i wieczorami, robiło się coraz zimniej.
Miesiąc miodowy dawno już minął przez co Arya i Eragon nie mieli już tyle wolnego czasu dla siebie, jednak codzienne zajęcia, aż do pory obiadowej, i niezbyt częste spotkania w szkole nie oddaliły ich od siebie. Kochali się całym sercem. wieczorami siadywali w swych fotelach, grzejąc stopy w blasku ognia w kominku i rozmawiali o wszystkim. Żaden temat, nawet najbardziej nieprzyjemny nie został ominięty.
Pewnego wieczoru, gdy tak siedzieli, rozmawiali o imieninach dla swoich dzieci. Jeżeli będą dwie córki będą nazywały się odpowiednio Nierenna co oznaczało "kwiat orchidei" w pradawnej mowie, oraz Rossline co oznaczało "kwiat róży". Jeżeli będzie dwóch chłopców to jeden będzie się nazywał Islingr - "niosący światło" a drugi Vardenir - "Strażnik". Jeśli zaś chłopczyk i dziewczynka to jednak obstają przy imionach Nierenna i Islingr. Oba wymyślił Eragon, ale tak bardzo spodobały się Aryi, że zgodził się, żeby mówili, że wymyślili je razem.
- Masz talent do takich rzeczy Eragonie - pochwaliła go, siadając mu na kolanach.
- Wiem, moja piękna - uśmiechnął się Eragon. Zawsze zwracał się do niej w ten sam sposób: "moja piękna". Komplement ten niezwykle cieszył Aryę. Nagle przyszła jej do głowy dziwna myśl. Oto znalazła szczęście i miłość w ramionach pół-człowieka i młodszego od niej prawie trzy razy. Uśmiechnęła się.
Za oknem ulewa szalała na dobre, na zmianę z wiatrem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz