Promienie słońca wpadły do komnaty, padając na twarz Eragona. Otworzył oczy, zamrugał i zarumienił się na myśl o nocy. Nagle zaczął się śmiać. Arya jest jego żoną! Spojrzał na nią. Elfka leżała do niego odwrócona plecami, ramiączka koszuli nocnej opadły jej odsłaniając białe ramiona. Pochylił się i pocałował ją w nie.
Otworzyła oczy i skrzywiła się, gdy słońce ją oślepiło. Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła.
- Ech, już trzeba wstawać - ziewnęła
- Zostały dwie godziny do zajęć...
- Widzę po słońcu - spojrzała w okno.
Eragon wstał, podszedł do kominka i dorzucił trochę drewna
- Istalri - szepnął w pradawnej mowie.
Arya też wstała. Zarzuciła cienki szal na ramiona i podeszła do Eragona obejmując go od tyłu i grzejąc stopy w blasku kominka.
- Eragonie - zaczęła - gdybyśmy mieli dzieci, to ile chciałbyś mieć? - zapytała go - No bo wiesz, elfy nie są tak płodne jak ludzie.
- Ale z tego co słyszałem o upadku Galbatorixa urodziło się około tysiąc dwieście elfiątek. Z czego w samej Ellsmerze sto trzydzieści dzieci. To sporo, jak na elfy. - uśmiechnął się
- Tak wiem. Pomału odzyskujemy naszą dawną świetność. No ale jednak większość elfów ma jedno lub dwoje dzieci. Chodzi mi o to, że... no wiesz... w tej sprawie... ja też nie mogę mieć więcej niż trzy elfiątka.
- A ja więcej nie pragnę - odwrócił się w jej stronę i objął wąską kibić.
- To... dobrze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz