Louisa siedziała w bibliotece i gorączkowo myślała. Dziś wieczorem mieli przejść przez wrota do jej świata. Rzucała wiele zaklęć ukrywających, jednak bez skutku. Kiedy nakrywała skrzydła, było je widać pod płachta materiału. Wyczuwała je pod palcami.
W końcu usiadła w najciemniejszym kącie biblioteki i wymówiła prośbę w pradawnej mowie. Starała się opisać to czego pragnie - zniknięcie skrzydeł w taki sposób, by nie dało się ich wyczuć, ale, żeby potem można było odwrócić zaklęcia. Była nader ostrożna. Bo jak mówiło wiele Starszych, kiedy uczniowie przychodzili do nich z rozmaityi ranai.
- Z magią nie ma żartów. Pamiętaj, by wypowiadać swe prośby we właściwy sposób...
Skrzydła znikły, lecz zrobiło jej się słabo. Poczuła się senna. Szybko, ostatkiem sił podreptała do biurka i chwyciła małą szklaną buteleczkę z faelnivrem - magicznym trunkiem elfów. Faelnivr zawsze stał w każdym pokoju, na wypadek, gdyby ktoś chciał podreperować siły.
Lou wzięła jednak za duży łyk i zakrztusiła się. Kaszląc wyszła z biblioteki. Jednak była zadowolona z siebie. Skrzydła znikły!Nie wyczuwała ich już, kiedy je nakrywała, nie było ich widać. Czuła, że nadal je ma... jednak były one nienamacalne.
- Nareszcie ich jakby nie ma... - wymamrotała sama do siebie.
***
- Nie stworzyłam zaklęcia - tłumaczyła Lou smokom i reszcie przybranej rodziny - Po prostu sformułowałam prośbę w pradawnej mowie. To wszystko... Może wy też spróbujcie to jakoś ująć... - powiedziała głaskając Morsallora po nosie. Smok zamruczał.
- Wiesz, że to trudne... poza tym smoki muszą mieć natchnienie - zaczęła Vitie. Isiek z Nierenną i Morsallorem przytaknęli. Arya, Eragon, Saphira i Frinen przemilczeli tę uwagę.
To było przecież powszechnie znane, że smoki nie mogą rzucać zaklęciami ot tak, jak elfy czy jeźdźcy lub magowie.
- A nie może ktoś rzucić zaklęcia na was? - zapytała Louisa rozkładając ręce.
Nit się nie odezwał. Po chwili odparł jej Islingr.
- Zaklęcia zużywają moc - zaczął - A my musimy jeszcze zmienić rysy twarzy. Może mama i tata opanowali to do perfekcji - wskazał ręką swoich rodziców - ale ja i Nierenna nie za bardzo...
- To trudna magia - wtrąciła sie Arya - choc są jeźdźcami, nie wiem, czy wystarczy im energii. A nie uczyli się jeszcze pobierać jej z innych przedmiotów...
- To tak się da? - zapytała zaskoczona Nierenna.
- Da się - odparł jej Eragon - Od kiedy szkoła została założona, magazynowałem energię w Arenie i w szafirze w Brisingrze.
- Ja też uzbierałam trochę energii w szmaragdzie z Tamelreina i tym moim diademie... - dodała Arya.
Louisa kiwała głowa z aprobatą, uśmiechając się.
- No dobrze... to znaczy, że pomożecie im się przemienić? - zapytała starszych Jeźdźców.
- Przecież to nasze szkraby.... jak mielibyśmy im nie pomóc? - Arya zaśmiała się tuląc Nierennę do siebie.
- M-mamo... udusisz mnie - zaskrzeczała Nierenna. Wszyscy padli ze śmiechu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJe tez padłam ze śmiechu XD
OdpowiedzUsuńAle szkoła, trunki w pokojach :D
Hehe :D:D:D... ale to wiesz... chodzi o to, że jak na zaklęcia braknie sił... to jest ten Falenivr co miał Eraś na odnowienie energii :D:D:D
UsuńPoza tym, chodziło mi tu bardziej o sale lekcyjne, niż prywatne pokoje jeźdźców czy uczniów :D
UsuńWiesz... To by dopiero było, gdyby w każdym prywatnym pokoju był Faelnivr. Ciekawe rzeczy by się działy, a uczniowie odkryliby zabójcze właściwości kaca ;)
UsuńPoza tym rozdział świetny,jak zwykle :D
Ale szkoła byłaby wyjątkowa, bo zamiast nauki magii i takich tam, uczniowie uczyliby się jak zachować wstrzemięźliwość... takie trochę jak tortury (zaciera ręce)... :D:D:D
UsuńArya ma rację :)
OdpowiedzUsuńKtóra? Ta z opowiadania, czy ta nasza, co pisze komy?? :D:D:D
UsuńObydwie :)
Usuń