- No, no... zbieramy się! Dojeżdżamy do stacji! - krzyknęła Louisa wyglądając przez okno w pociągowym wagonie - Już czuję zapach alei frytkowej...
Szybko zdjęli bagaż z półki i podeszli do wyjścia. Pociąg stanął. Najpierw wyszli z pociągu Eragon z Islingrem i pomogli wynieść ciężkie walizki z wagonu. Kilku innych mężczyzn przyłączyło się do nich.
Weszli do środka budynku, w którym mieściły się kasy biletowe. Przemknęli się pomiędzy podróżnymi i wyszli na dwór. Gorąco miasta uderzyło w ich twarze, a letnie lipcowe słońce oślepiło ich w pierwszej chwili.
- Witam Was w Częstochowie! - szepnęła do nich. Przy okazji posłała myśl o tej samej treści do krążących nad miastem ukrytych smoków.
Wokół rozchodził się nieprzyjemny zapach spalin samochodowych i oleju do frytkownic, tak dobrze znany Louisie. Reszta, będąc już w większych miastach Polski przyzwyczaiła się do nieświeżego, zadymionego powietrza, jednak machinalnie skrzywili się i zasłonili nosy. Do tej pory, żyli w miejscu, gdzie nie było żadnych zanieczyszczeń mechanicznych...
Szli szybko po chodniku. Kółeczka przy walizkach stukały o kamienne płyty. Przy skrzyżowaniu skręcili w lewo i zamarli, jak przy zwiedzaniu każdego innego miasta. Przez centrum ciągnęła się szeroka, długa aleja. Na ich końcu majaczyła wieża. Wysoka, ogromna...
- To wieża jasnogórska - wyjaśniła Louisa. Jutro podejdziemy pod szczyt i zwiedzimy sanktuarium. Ale dzisiaj trzeba jechać już do hotelu wypocząć - chwyciła Islingra za rękę.
Doszli na przystanek. Stał on niedaleko targu zwanego przez Louisę "Ryneczkiem".
- Autobus mamy dopiero za parę minut... - powiedziała Lou.
- Ech, a nie lepiej byłoby podecieć na smokach do tego hotelu? - zapytał Islingr.
- Nie... to wywołałoby panikę i przerażenie wśród ludzi. Pamiętajcie. Oni nie znają magii... tu nie ma smoków, czarodziejów i magów czystej krwi jak na przykład elfy. Są najwyżej jakieś wróżki wróżące z kart, jednak to i tak wszystko jest mocno naciągane... Gdyby zobaczyli kilka osób szybujących w powietrzu na smokach zamarliby z przerażenia... Tak jak w Warszawie. Ludzie uznali nas za UFO. Zapewne byliśmy w wiadomościach... A to niedobrze...
Bus zatrzymał się na przystanku. Wsiedli i zajęli miejsca, w czasie kiedy Lou kupowała bilety. Podeszła do nich mamrocząc.
- Bilety strasznie drożeją. Za ulgowy u kierowcy płaci się już 1, 87zł. Jakaś masakra...
***
Jak w poprzednich miastach, wynajęli pokoje na najwyższym piętrze na końcu korytarza. Smoki musiały zostać w małym lasku nieopodal...
Bardzo podobał mi się rozdział... No i lubię Częstochowę! :D Ciekawią mnie dalsze losy Lou i rodzinki w Polsce...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lyadenn Anárion