Gabinet Eragona był bardzo przytulny. Ściany i sufit były wyłożone drewnianą boazerią. Przy oknie stało wielkie biurko zaściełane różnistymi papierami i mapami. Obok biurka stał wysoki metalowy świecznik. Jedna ze ścian była zasłonięta przez wysokie regały, gdzie Eragon skolekcjonował chyba wszystkie książki, jakie powstały w Alagaessi, ale "Domia abr Wyrda" - "Władza Losu" wraz z recenzją Jeoda o Eragonie, spoczywała w osobnej oszklonej gablotce, tuż obok wielkiego kamiennego kominka, na którym palił się ogień.
Eragon sięgnął do jednej z szuflad w biurku, Szukał czegoś przez chwilę. Arya stała na środku pokoju, bacznie mu się przyglądając. Po chwili jeździec wyjął śliczne, czarne, pudełeczko. Jego wieczko było stylizowane na różę. Aryi przypominało to trochę krasnoludzki Isidar Mithrim - Gwiaździstą Różę.
- Otwórz - polecił. Arya uchyliła wieko i zachłysnęła się. W środku na aksamitnej poduszeczce spoczywała piękna, diamentowa kolia.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Aryę zamurowało. Tak zmartwiła się wojną, że zapomniała, że dziś ma urodziny! A Eragon pamiętał! Kochany...
- Jest... przepiękna - spróbowała wyrazić swój zachwyt, ale nie potrafiła nawet powiedzieć tego w pradawnej mowie. Kolia była zbyt idealna, zbyt piękna.
Eragon delikatnie ujął klejnot w dłonie i założył Aryi na szyi.
- Myślę, że do tego będzie wspaniale pasować moja druga niespodzianka - zaczął i zadzwonił małym, srebrnym dzwoneczkiem do wzywania służby. Przez drzwi weszła jedna ze służek. Wniosła coś do pokoju, położyła to coś na krześle i z gracją wyszła. Eragon pochwycił to i pokazał Aryi. Była to piękna suknia balowa, ciemnozielona, zdobiona koronkowymi falbanami.
- Dziś wieczór wyprawiam specjalny bal dla ciebie, skarbie - szepnął jej na ucho.
- Och! -zaskrzeczała elfka i zarzuciła mu ramiona na szyję. Suknia upadła na podłogę, w chwili kiedy ich usta się spotkały.
***
Eragon wirował z Aryą na parkiecie do rytmu jednej z elfickich pieśni. Arya upięła włosy w kok i wpięła w nie kilka kwiatów, które wyśpiewała tuż przed ucztą. Obok kręciła się Lou i Islingr. Nieco dalej Nierenna tańczyła z jakimś chłopcem.
Jeźdźcy nie widzieli świata poza sobą, jak w dniu ich ślubu, który odbył się szesnaście lat temu. Podobnie Saphira i Firnen. Siedzieli sobie na swoich miejscach - za ławami, i opowiadali sobie dawne czasy.
Utwór zakończył się i wszyscy zaczęli bić brawa. Po chwili udano się na swoje miejsca, ponieważ podano już deser. Był to mus orzechowy w pucharkach bardzo wymyślnie przyozdobiony cukrowymi kwiatuszkami i owocowymi dodatkami.
Louisa szepnęła na ucho Islingrowi
- To dopiero potęga miłości!
- Co?
- Twoi rodzice! Znają się tyle lat, od piętnastu lat są małżeństwem...
- Od szesnastu - sprostował chłopak.
- No dobra... od szesnastu lat są małżeństwem, a z roku na rok kochają się jeszcze bardziej.
- Coś w tym jest - chłopak przytaknął i poprowadził ją na miejsce przy stole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz