piątek, 7 grudnia 2012

Smocza Szkoła zaatakowana cz. I

     Wyjechali następnego dnia, bladym świtem. Grupa dwustu dorosłych jeźdźców z Eragonem i Arya na czele. Odlecieli by walczyć w szeregach elfów. Mieli ta przewagę, że Broddnczycy nie mieli smoków. I cóż z tego, że mieli maszyny latające? Te maszyny nie mogły równać się ze smokiem. Pięknym, potężnym, zabójczym...
      Grzmot smoków leciał bez postojów całe dwa dni. Do Du Wendelvarden dotarli późnym wieczorem. Wszyscy pozostali na granicy lasu, jedynie Arya z Nierenną, Islingrem i Lou udała się do Ellesmnery. Eragon musiał zostać ze swoim, jak to określiła Louisa, "Plutonem Powietrznym".
       Budynki Ellesmery wykwitły im przed ozami dopiero nazajutrz rano. Po uzyskaniu zgody od Gilderiona Mądrego smoki skierowały się w stronę pałacu Tialdari. Co ciekawe, na powitanie wyszedł im Datherd. Arya zeskoczyła z Firnena.
- Królu? Nie jesteś z wojskiem?
- Co?
- Dostałam list, iż Du Wendelvarden zostało zaatakowane przez Broddnczyków! - i pokazała Datherdowi pismo.
- Co to jest? Ja tego nie pisałem! To nie moje pismo, jest zbyt pochyłe i widać, że było pisane drżącą ręką! Mnie ręka nigdy nie drży - wyciągał przed siebie dłonie.
- Co?! - krzyknęła Arya - To niemożliwe!
- Aryo, ktoś to podrobił. To nie ja pisałem!
- Ale, w takim razie skąd ta pieczęć. Przecież to pieczęć naszego królestwa, twoja, moja, mojej matki i ojca...
Louisa wtrąciła sie do rozmowy.
- Aryo... - zaczęła - do pułapka. Nikt nie chce zaatakować Alagaessi. To szkoła jest celem...
- Lou? Skąd to wiesz?
- Czuję to - zaczęła, po czym upadła trzymając się za głowę. Islingr ledwie ją złapał.
- Co sie stało!
- Ja widzę! Ach! Nie! Mulier, Kathlen... mordują służbę!
- Wracamy do Eragona! - krzynęła Arya - Islingr, Nierenna! Szybko, szybko! - Arya wspięła się na siodło
- Isiek przywiąż Lou!
- Tak już mamo! - odkrzyknął jej syn.
- Smoki, lećcie jak najszybciej! - Arya krzyczała tak głośno, że w końcu ochrypła. Miała nadzieje, że uda im się dotrzeć jak najszybciej do Eragona.

***

       Lou wszystko widziała. Cały mord i pożogę. Wszystkie budynki które były z drewna płonęły.
       Mała Ulier - córeczka jednej ze służących, dziewczynka, która uwielbiała się bawić z Louisą, siedziała w schowku na miotły, w wielkim koszu na owoce. Jeden z rzezimieszków właśnie miał otworzyć kosz, kiedy inny zawołał go. Znaleźli jeden z małych skarbców, który nie był chroniony zaklęciami. nie było tam zbyt wiele kosztowności - większość pieniędzy to wypłaty dla zamordowanej już w większości służby.
       Nagle w drzwiach stanęło trzech elfów - jeźdźców, którzy musieli pozostać w szkole. Odrąbali tym mężczyznom głowy.
       Na dziedzicu i w ogrodach rozgorzała walka pomiędzy młodymi jeźdźcami i ich smokami z napastnikami. W większości jeźdźcy wygrywali, jednak kilku padło, a wraz a nimi ich smoki. Za każdym razem, kiedy umarł kolejny jeźdźciec lub smok odzywał się ogromny ryk. To inne smoki opłakiwały swych zmarłych towarzyszy.

2 komentarze:

  1. Och nie. Co za okrutna wizja. Tyle śmierci, tyle niewinnej krwi przelanej, a w głowie tylko jedno pytanie - dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby było ciekawiej :D.?A tak na prawdę, to szkoła jest baaaaaaaaaaardzo bogata (no słuchaj, skoro Eragon kupuje Aryi diamentową kolię. Nie wysadzaną diamentami. Diamentową \O_O/!). Poza tym przechowuje smocze jaja i eldunari, a kto by ich nie chciał mieć?

      Usuń