poniedziałek, 19 listopada 2012

"A wziąłeś pod uwagę przyciąganie Ziemi?"

        W kilka dni po tym incydencie wrócili do szkoły. Islingr obawiał się kolejnych ataków na niego i Louisę, przez co wymógł decyzję, by przyspieszyć wyjazd.
       Byli już kilkanaście mil od szkolnych wzgórz, kiedy ich oczom ukazały się Smocze Wodospady. Grzmiąca woda rozlewała się z dwóch rzek, po obu stronach klifu i wpadała z pluskiem do rzeki na dole uskoku. Kropelki wody, w których rozszczepiało się światło, tworzyły olśniewające tęcze. Saphira niosąca na grzbiecie Eragona, Nierennę i Louisę przeleciała przez jedną z nich, mącąc i zamazując jej obraz. Drobinki wody osiadły na jej łuskach, lecz wkrótce wyparowały w cieple wiosennego dnia. 
       Dotarli już do Smoczej Szkoły. Smoki wylądowały na specjalnym lądowisku, które zostało wybudowane kilka lat temu z inicjatywy młodych jeźdźców. Sami uzbierali pieniądze i sami kupili kamień, którym wyłożono grunt. Poza tym, na tym lądowisku można było lądować bezpiecznie również w nocy, ponieważ wszystkie platformy startowe oraz lądownicze były wspaniale oświetlone magicznymi światełkami. Louisie przypominało to swoiste pasy na lotnisku.
- Wow! Lotnisko dla smoków! - krzyknęła do Nierenny.
- Co to jest lotnisko? - zapytała.
- No właśnie coś takiego - Lou wskazała palcem na miejsce gdzie Saphira chciała wylądować - tylko, że zamiast smoków, lądują tu ogromne maszyny - samoloty! - rzekła dziewczyna.
      

***

      Lou zapukała do pokoju Islingra.
- Cześć. Co robisz?
- W sumie to nic ciekawego. Powtórnie przeglądam plany mojej maszyny samolatającej - Isiek uśmiechnął się.
- Pokażesz? - zapytała nieśmiale.
- Pewnie! Chodź.
 Stanęli razem nad rysunkami Islingra. Lou przyjrzała im się i spostrzegła błąd.
- A wziąłeś pod uwagę przyciąganie Ziemi?
- Oj... chyba nie... - zakłopotał się chłopak.
- No to dobrze... poczekaj.... mogę ołówek?
- Proszę - chłopak podał jej grafit. Lou zmoczyła go w ustach i poprawiła kilka rzeczy. Po chwili rysowania prostych i obliczania danych na podstawie skomplikowanych wzorów, których Islingr w ogóle nie rozumiał, spojrzała na chłopaka i powiedziała
- Właściwie to chciałam cię zaprosić na spacer, ale skoro już zajmujemy się rysunkami...
- Nie, nie... oczywiście możemy iść do ogrodów... jeżeli chcesz - Islingr był dalej zakłopotany. Z resztą on zawsze tak się czuł w obecności Louisy.
- Dobrze, ale najpierw mi powiedz czemu jesteś taki spięty? Coś się stało?
- Nie nic... tylko...  w sumie to i tak nie ważne - uśmiechnął się i objął ją ramieniem. Odetchnął głęboko i odprężył się, ciesząc się z jej obecności. Pocałowała go w policzek.
- Wiesz, że nigdy nie miałam chłopaka?
- Na prawdę? Jak to możliwe?! Taka piękna osóbka... - zawahał się trochę.
- Nie, nigdy. W moim świecie raczej byłam uważana za przeciętną dziewczynę. Problem był jeszcze taki, że jestem z domu dziecka i może dla tego nikt mnie nie chciał.
Islingr chciał pocieszyć dziewczynę. Zaprowadził ją więc do najpiękniejszego miejsca w ogrodzie gdzie rosły same lilie i róże. Zapach, który tam się unosił był nieziemski. Islingr usiadł przy fontannie, a Lou przysiadła na jego kolanach, obejmując go za szyję.

2 komentarze:

  1. Poza paroma błędami ortograficznymi wszystko jest wspaniałe:)
    Używając twojego określenia- EPICKIE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ^^ Wiem że parę błędów zawsze będzie, bo mi klawiatura nie zwiera ^^. muszę ją jakoś wyczyścić ^^

      Usuń